O obrazach i ich twórcach opowiadają dyrektor placówki Andrzej Lechowski oraz Joanna Tomalska-Więcek, kierownik Działu Sztuki Muzeum Podlaskiego. "Ekranem" stało się facebookowe konto Muzeum.
Muzealnicy przyglądali się już pracom m.in. Jana Chruckiego, Olgi Boznańskiej czy Jana Stanisławskiego. W najnowszej odsłonie cyklu zaś przyglądają się "Autoportretowi" Stanisława Ignacego Witkiewicza. To jedna z tych prac, która przyciąga zwiedzających do Galerii Malarstwa Polskiego prezentowanej w białostockim ratuszu.
Spotkanie z Witkacym
- "Autoportret" namalowany przez Witkacego prezentuje jedną z najbardziej niezwykłych osobowości polskiej sztuki, syna świetnego krytyka i dobrego malarza Stanisława. To on zdecydował, że akademickie studia nie wpłyną pozytywnie na rozwój artystycznych umiejętności utalentowanego młodzieńca, wyśmiewając Jana Stanisławskiego, że prowadzi w plener swych uczniów jak stadko prosiątek. Tym niemniej młody adept sztuki uczył się m.in. pod kierunkiem Władysława Ślewińskiego, tworzył studia pejzażowe w Bretanii i w Zakopanem (te wczesne prace są również przechowywane w zbiorach białostockiego Muzeum). Potem wybrał się jako rysownik-dokumentalista z wyprawą Bronisława Malinowskiego, ale po wybuchu I wojny światowej, jako poddany rosyjski, został wezwany do powrotu - pisze o obrazie Joanna Tomalska-Więcek.
Dodaje, że Witkacy, zniechęcony twórczością artystyczną, zajął się sztuką komercyjną.
- Założył Firmę Portretową S. I. Witkiewicz i malował na zamówienie pastelowe portrety w kilku wersjach, od idealizowanych, które sam nazywał "wylizanymi", banalnie ładnych, aż po ekspresyjnie zdeformowane, ukazujące portret wewnętrzny, psychikę modela, co oczywiście jest zadaniem daleko trudniejszym. Jak nietrudno zgadnąć najdroższe były portrety "wylizane". Co ciekawe Witkacy w "Autoportrecie" też się wyidealizował. Urodził się w 1885 roku, więc kiedy się malował miał blisko 40 lat, wygląda zaś na sporo młodszego. "Autoportret" malowany jest żywymi, skontrastowanymi odcieniami zieleni i różu. Nadaje to obrazowi rys dekoracyjności, podkreślony wyraźnym konturem. Taki właśnie typ malarstwa bywa nazywany "linearnym" w odróżnieniu od "malarskości", jak w przypadku obrazu Olgi Boznańskiej.
Spacery z Hermesem
W kolejnym cyklu Andrzej Lechowski przybliża dzieje białostockiego Hermesa. To charakterystyczna rzeźba, która wita wchodzących do Ratusza.
Niezwykła jest jej historia. Mogła być przetopiona, w 1958 roku trafiła bowiem do kościoła św. Rocha, gdzie zbierano metale kolorowe na odlewanie dzwonów. Ale "poznał" się na niej ksiądz Adam Abramowicz i przekazał do muzeum. Andrzej Lechowski o tym fakcie opowiada ze znaną sobie swobodą. Jako gawędziarz przypomina historię sprzed kilku dekad.
W innym odcinku zagląda w niedostępne zakamarki białostockiego Ratusza. Wspina się nawet na wieżę ratuszową, pokazując takie ciekawostki jak zegar wskazujący białostoczanom godzinę.
Swoje materiały w mediach społecznościowych cyklicznie zamieszczają także oddziały Muzeum Podlaskiego. Można z nich dowiedzieć się więcej np. na temat numizmatów, przedmiotów znalezionych w trakcie prac archeologicznych, judaików czy też ikon.
anna.d@bialystokonline.pl