Reyhanji, małe miasteczko na samej granicy turecko-syryjskiej. To tu trafiają niedobitki z Aleppo i okolic. Bez prawa podróżowania dalej po Turcji. Większość to kobiety z dziećmi. Czekające na powrót do domu. Mieszkają po garażach, po nieczynnych sklepikach. Betonowe klatki 4 na 6 metra, z drzwiami witrynowymi, oszklonymi. Dla intymności oklejonymi gazetą.
Agnieszka Pilecka nie dzieli się zbyt często swoimi pracami. Do tej pory oglądali je tylko najbliżsi. Teraz to się zmieni. To jej decyzja, motywowana nie tylko artystycznie.
Wystawa Agnieszki Pileckiej dotyczy uchodźców. Niezależnie jednak od tego, czy zdjęcia zobaczy jedna osoba czy sto, fotografia zawsze jest efektem indywidualnego gestu, intencji, czy też umiejętności autora. Zawsze jest też subiektywnie odbierana przez widza. Agnieszka podejmuje temat, co do którego każdy ma własną opinię, często skrajnie odmienną. Ale prowadzi nas swoją drogą. W tym wypadku, drogą ocalonych z syryjskiego piekła. W większości nasze doświadczenie spotkania z uchodźcami, to nie jest fizyczne zetknięcie, ale zapośredniczone. Dowiadujemy się o nich z telewizji, opowieści, internetu. To tylko fragment przekazu. I rzeczywistość zakłamania. Dlaczego zakłamania? Bo patrzymy na to z daleka, udajemy, że nie mamy z tym nic wspólnego, że nas to nie dotyczy, zostało nam zewnętrznie narzucone. Tymczasem w Polsce nie ma chyba rodziny, w której nie byłoby uchodźczej historii. - pisze o wystawie Grzegorz Dąbrowski.
Agnieszka Pilecka próbuje się z tym zmierzyć. Nie zdaje się na czyjeś relacje, nie uczestniczy w jednorazowej akcji. Jedzie do centrum zdarzeń, wiele razy, spędza tam długie tygodnie.
Ze względu na obostrzenia wystawa nie będzie miała oficjalnego otwarcia. W piątkowy wieczór na Facebooku Galerii pojawi się film, prezentujący ekspozycję. Od niedzieli (23.01) wystawa będzie czynna dla zwiedzających w Galerii przy ul. Wiktorii 5.
anna.kulikowska@bialystokonline.pl