W poniedziałek (12.09) na wokandzie Sądu Okręgowego w Białymstoku pojawiła się sprawa 37-latka oskarżonego o zabójstwo 67-letniego ojca.
5 lutego 2016 r. około godz. 19.30 w mieszkaniu przy ul. Witosa w Białymstoku doszło do szarpaniny między oskarżonym a jego ojcem.
"Każdy z nas w tym mieszkaniu żył oddzielnie. Byłem w swoim pokoju. Drzwi do mojego pokoju były zamknięte, to znaczy nie na żaden klucz, tylko na klamkę były zamknięte. Gdzieś między 19.30 a 20.00 oglądałem u siebie w pokoju telewizję. Wtedy ojciec wszedł do mego pokoju, wszedł, wtargnął, trzymał w prawym ręku nóż. Ojciec był trzeźwy. Wpadł z tym nożem i zaczął mi tym nożem grozić. Wyzywał mnie od rożnych. Zerwałem się z łóżka, na którym siedziałem i złapałem za ojca prawą rękę, w której trzymał nóż. Ja mu go wyrwałem i odrzuciłem na bok w stronę okna. Zaczęliśmy się między sobą ciągać, szarpać, siłować. Przeszliśmy w końcu do przedpokoju. W tym przedpokoju ojciec miał przygotowany przedłużacz" - tak zeznawał oskarżony w postępowaniu przygotowawczym.
Ponadto przed sądem 37-latek wyjaśniał, że się bronił, bo to ojciec miał pierwszy bez powodu zaatakować go kablem elektrycznym. Oskarżony wskazywał, że ojciec przez całe życie się nad nim znęcał.
37-latek od razu przyznał się do winy. Stwierdził jednocześnie, że nie wie, dlaczego tak postąpił i że nie miał zamiaru zabić ojca.
Po tym, jak 67-latek przestał oddychać, syn przeciągnął jego ciało do dużego pokoju i przykrył kocami. Oskarżony mieszkał ze zwłokami kilka dni. Tłumaczył przed sądem że: "nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, miałem różne myśli". Następnie kilka dni po zabójstwie wyjechał do brata na wieś. Został zatrzymany w okolicach Sokółki.
Pod koniec września sąd wysłucha biegłych psychiatrów, którzy wydawali opinię o stanie zdrowia oskarżonego.
37-letniemu białostoczaninowi grozi od 8 lat więzienia do dożywocia.
dorota.marianska@bialystokonline.pl