Zakrapiane spotkanie, kłótnia i nóż
We wtorek (18.07) przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku rozpatrywana była sprawa 34-latki, która została przez prokuraturę oskarżona o usiłowanie zabójstwa i spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu byłego konkubenta.
Przed północą 14 listopada ubiegłego roku w jednej z miejscowości w gminie Michałowo doszło do tragicznego zdarzenia. Podczas zakrapianej "imprezy", po kłótni, pijana kobieta zadała nietrzeźwemu 47-latkowi leżącemu na kanapie cios nożem przyniesionym z kuchni (z ostrzem o prawie 20 cm długości). Mężczyzna miał ranę kłutą klatki piersiowej m.in. z przebiciem na wylot prawego płuca. Tylko wezwanie karetki przez matkę kobiety zapobiegło jego śmierci.
Białostocki sąd okręgowy w kwietniu tego roku orzekł wobec 34-latki karę 9-lat pozbawienia wolności. Zdecydował, że będzie ona wykonywana w systemie terapeutycznym w związku z uzależnieniem oskarżonej od alkoholu.
Linia obrony
Natomiast później od wyroku odwołał się obrońca kobiety. Argumentował, że żaden z uczestników wspomnianego spotkania nie widział, żeby to oskarżona zadała pokrzywdzonemu cios nożem, a jednocześnie pokrzywdzony jednoznacznie zeznał, że sam nadział się na nóż. Zdaniem mecenasa nie ma dowodów, które potwierdziłyby tezę, że 34-latka widząc zakrwawionego byłego konkubenta zachowała się w stosunku do niego w sposób lekceważący, i po zdarzeniu była spokojna, nie panikowała, była przerażona tym, co zrobiła, nie interesował ją stan zdrowia rannego. Adwokat podnosił też, że z zeznań wszystkich świadków, pokrzywdzonego i oskarżonej wynika, że pomimo kłótni relacje między nimi były poprawne. Natomiast kobieta sama nie wezwała pogotowia, ponieważ miała niesprawny telefon.
- Moja klientka nic nie pamięta z momentu zdarzenia. Zdenerwowała się, zemdlała. Czy tak postępuje osoba, która chce komuś, nawet w zamiarze ewentualnym, odebrać życie? Cios był jeden, nie było ciosów kilkunastu. Ona prawdopodobnie chciała nastraszyć swojego byłego konkubenta – tak mówił obrońca przed sądem apelacyjnym.
Mecenas domagał się uniewinnienia kobiety od zarzutu usiłowania zabójstwa lub zmiany kwalifikacji prawnej i wymierzenia kary w dolnych granicach zagrożenia ustawowego.
Na rozprawie obecna była także sama oskarżona:
- Ja naprawdę nie pamiętam zadania tego ciosu nożem. Pamiętam karetkę, policję. Nigdy nie chciałabym, żeby coś złego mu się stało. Nie wiem, jak mam to wytłumaczyć – wyjaśniała przed sądem.
To nie mogło być "dziabnięcie"
Ostatecznie Sąd Apelacyjny w Białymstoku utrzymał wyrok sądu pierwszej instancji. Poza tym 34-latka została zwolniona z kosztów za postępowanie odwoławcze.
- Oskarżona niestety nie jest taką niewinną osobą, jaką chciałaby się przedstawić. Odpowiada w warunkach powrotu do przestępstwa, recydywy. Czterokrotnie była karana (w tym za podobne przestępstwo - przyp. red.) – przypomniał sędzia w uzasadnieniu wyroku.
Wskazał też, że kobieta powinna wiedzieć, co w jej świadomości i umyśle powoduje alkohol. Sędzia odniósł się także do narzędzia, którym posłużyła się 34-latka:
- Nóż o ostrzu 20-centymetrowym wbity w klatkę piersiową i przechodzący na wylot po samą rękojeść. To nie mogło być "dziabnięcie", tylko potężny cios. 2 cm od serca.
Przypomniał również, że za czyn, którego dopuściła się 34-latka grozi od 8 lat więzienia aż po dożywocie, więc wyrok, który usłyszała może być uznawany za łagodny.
Orzeczenie jest prawomocne.
dorota.marianska@bialystokonline.pl