To miała być rozmowa z kandydatem na prezydenta

2018.09.12 07:55
Wojciech Koronkiewicz to postać nietuzinkowa, co potwierdził choćby swoją rezygnacją z kandydowania na prezydenta. Wydaje się w rozmowie z nami, zdradził powód swojej decyzji.
To miała być rozmowa z kandydatem na prezydenta
Fot: Ewelina Sadowska-Dubicka

Tydzień temu rozpoczęliśmy publikowanie cyklu rozmów z kandydatami na prezydenta Białegostoku. Dzisiaj mieliśmy wypuścić rozmowę z drugim z kandydatów. Mieliśmy, ale nasz rozmówca – Wojciech Koronkiewicz – kilkanaście godzin przed publikacją wywiadu, podczas debaty TOK FM zrezygnował z ubiegania się o stanowisko dając swoje poparcie dr Katarzynie Sztop-Rutkowskiej z Inicjatywy dla Białegostoku i zapowiadając start na radnego właśnie z listy tego komitetu, a nie jak wcześniej z Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Czy to zaskoczenie? Już w poniższej rozmowie można zobaczyć, że Wojciech Koronkiewicz od jakiegoś czasu się wahał. My żałujemy tylko, że o swojej decyzji nie zdecydował się poinformować na naszych łamach. Jednak, że nadal zamierza kandydować, tylko na innym poziomie, publikujemy rozmowę, w której porusza wiele ciekawych kwestii.

Białystok Online: Długo musiał Pan przekonywać żonę, do tego żeby pozwoliła wystartować w wyborach?

Wojciech Koronkiewicz: Bardzo długo. Trudno było przekonać moją żonę i trochę czasu mi to zajęło. Trochę pomogli znajomi, ale w końcu się zgodziła.

A siebie musiał Pan długo przekonywać? Co zaważyło, że się Pan zdecydował?

Cztery lata temu kandydowałem i udało się uzyskać tytuł radnego. Spodobało mi się. Zrozumiałem, że to jest właściwe miejsce dla mnie. Ja całe życie byłem dziennikarzem. Praca dziennikarza polega na tym, że słucha ludzi i stara się im pomóc. Jak byłem radnym to zrozumiałem, że to jest wejście na wyższy poziom. Nadal z tymi ludźmi rozmawiam, oni mówią mi o problemach, a ja piszę do Pana Prezydenta interpelacje i staram się te sprawy załatwiać.

Pana hasło to "Prezydent zwykłych spraw". Tylko ilu ludzi, tyle spraw. Czy w momencie, w którym zostałby Pan prezydentem byłyby możliwości, żeby je wszystkie załatwić?

Wielu znajomych mnie pyta: Dlaczego ty chcesz być prezydentem małych spraw? Nie małych tylko zwykłych. Dlaczego ty chcesz być od drobnych spraw? Nie drobnych tylko zwykłych. Nam się wydaje, że prezydent jest ojcem miasta, który zajmuje się tylko dużymi sprawami. A gdyby odwrócić pytanie i zapytać: jakimi dużymi sprawami ostatnio zajmował się Prezydent Truskolaski? Zrobił ulicę, ale czy przez cały rok robił tę ulicę? Chodził i pilnował? Wydaje mi się, że to jest taka opowieść o sprawowaniu władzy. Ja w dzieciństwie uwielbiałem bajkę o władcy, który się przebierał i chodząc po ulicach słuchał, co mówią mieszkańcy, bo w pałacu tego nie słychać.

To czym są zwykłe sprawy?

Ludzie, którzy są zamknięci w gabinetach, otoczeni przez swoich partyjnych kolegów i pochlebców, ludzie jeżdżący służbowymi samochodami nie wiedzą na przykład, że w autobusach brakuje klimatyzacji. To jest zwykła sprawa, która codziennie dotykała setki, a może tysiące białostoczan. Albo działkowiec, który nie może dojechać do ogródków na TBS-ach, bo autobus zatrzymuje się kilkaset metrów wcześniej. Wydawałoby się, że to bzdura, ale tam jest 186 ogródków działkowych i większość osób, którzy tam mają działki, to są starsi ludzie.

To jest sposób sprawowania władzy – albo jeździmy po Brukselach, udajemy, że zdobywamy inwestorów, zajmujemy się „wielkimi” sprawami, albo jesteśmy wśród ludzi tu na dole i załatwiamy ich rzeczywiste problemy. Nie tylko te wielkie, ale i te drobne.

Szanuję Prezydenta Truskolaskiego i uważam, że te wszystkie inwestycje robią wrażenie, ale już wystarczy. Zostawmy już te wielkie budowle na rzecz małych, zwykłych rozwiązań, które naprawdę ludziom pomagają żyć w mieście. Ja to nazwałem zwykłe sprawy.

Rozumiem, że gdyby Pan został prezydentem, nadal doglądałby Pan miasta z wysokości roweru?

Tak jest. Robert Biedroń pokazuje, że można, chociaż Słupsk to mniejsze miasto. Ja mieszkam na Nowym Mieście, do centrum jadę 12 minut – to najkrótsza droga. Jednak czasami nadkładam drogi, po to, żeby przejechać przez Bema, zahaczyć o Przydworcowe, zajrzeć co się dzieje na Wesołej i na Waszyngtona. Wtedy zajmuje mi to 20 minut, ale to też nie jest dramat. Jestem wśród ludzi. Wiem, co się dzieje.

Tymczasem aby dostać się do Prezydenta Miasta, który ma swój gabinet na 4 piętrze przy ul. Słonimskiej, trafiamy na zamknięte drzwi w korytarzu. I trzeba dzwonić domofonem, ktoś tam sprawdza - kim jesteśmy, ale potem i tak jest jeszcze sekretarka. Więc po co to wszystko tak zamykać?

Jakie projekty wymieniłby Pan jako swoje priorytety?

Zbliża się sezon grzewczy i znów będziemy mieli problemy ze smogiem. Trzeba wprowadzić czujniki powietrza na wszystkich osiedlach, ponieważ w Białymstoku mamy tylko dwa czujniki – oba w centrum. Tymczasem badania mówią, że największe skupiska zapyleń są na osiedlu domków jednorodzinnych. Straż miejska powinna być wyposażona w dron, badający zanieczyszczenie i reagujący momentalnie na to, że z któregoś komina się wydobywa się jakiś czarny dym.

Czyli walka ze smogiem, co jeszcze?

Śmieci. Wchodzi przepis, że będą kolejne kontenery do segregowania. To jest fajne, tylko dzwonią do mnie ludzie, którzy mówią, że śmieciarka przyjeżdża i miesza posegregowane przez nich odpady. Gospodarka odpadami jest bardzo zaniedbana. Poza tym opłata za śmieci jest naliczana od metrażu mieszkania. Starsza osoba płaci tylko samo co pięcioosobowa rodzina w tym samym pionie. Ponadto brakuje koszy na śmieci. W mieście, które buduje wielkie obwodnice, mieszkańcy z prawie każdego osiedla zgłaszają się do mnie, że nie ma koszy na śmieci. Co mają zrobić właściciele psów? Są tabliczki, że trzeba posprzątać po swoim psie. Bierzemy to do torebeczki i nie mamy gdzie wyrzucić.

Brakuje takich zwykłych rzeczy – koszy, ławek czy placów zabaw, skwerków. Ludzie się do mnie zgłaszają, że w tym roku w parku Planty czy na Wierzbowej dzieci ustawiały się w kolejki do zabawek. Żeby to poprawić wystarczą drobne wydatki.

A z większych spraw?

To na pewno zalewanie miasta. Są miejsca, gdzie można zrobić tereny zalewowe. Choćby przy tym nowym wiadukcie przy Sitarskiej – tam są naturalne tereny zalewowe. Tak samo przy ujściu Dolistówki do Białki. Takich terenów trzeba szukać już w Dojlidach Górnych, żeby zatrzymywać wodę w różnych miejscach

Poza tym telefon, pod którym mieszkańcy mogą zgłaszać swoje problemy, bo ich jest naprawdę dużo. I dla nas coś wydaje się być drobną sprawą, a dla niektórych ludzi to jest całe życie. Jak dla tych działkowców, którzy muszą 700 metrów iść od przystanku do bramki swojego ogródka działkowego.

I ostatnia sprawa – lotnisko. Ja głosowałem za. Ale wówczas mówiło się, że wyciętych będzie 30 hektarów lasu. Tymczasem ta wartość ciągle rośnie. Już jest 80 hektarów, a zaczyna się mówić o tym, że to będzie 100 hektarów. Ale wcale nie zmienia się długość pasa. Ciekawe prawda? Ilość wyciętego lasu wzrasta, a pas ciągle za krótki. Naprawdę nie można go wydłużyć?

Gdy się patrzy na badania, czego oczekują mieszkańcy miast, to wynika z nich, że ulic, przedszkoli, żłobków – z reguły poważnych inwestycji.

Ulica jest rzeczywiście poważną inwestycją. Ale że żłobek i przedszkole kosztują stosunkowo niewiele. To są bardzo ważne rzeczy. Przykładowo na Dojlidach Górnych przedszkole jest tak małe, że podobno rodzice przyprowadzili do szkoły 4-latka! Jak to usłyszałem, włosy stanęła mi dęba! Bo żeby rozbudować przedszkole na ul. Brzoskwiniowej, gdzie jest duży plac wystarczy kilka milionów złotych. Poza tym można umożliwić również prywatnym osobom tworzenie przedszkoli. Pod warunkiem, że będą one dofinansowywane przez miasto.

Powołam się na przykład Suwałk, które ściągają bardzo wielu inwestorów. W jednym z wywiadów Prezydent Suwałk, pan Renkiewicz zwrócił uwagę, że specjalistów nie przyciągniemy tylko pieniędzmi. Oni muszą mieć dostęp do mieszkań, bezpłatną opiekę dla dzieci, ciekawą ofertę spędzania wolnego czasu i kontakt ze światem. To są właśnie zwykłe sprawy.

Co do ulic - taksówkarze, z którymi rozmawiam, rzeczywiście chwalą poruszanie się po mieście, ale te ulice już powstały, czy są w trakcie powstawania. Gdzie jeszcze trzeba tych ulic nawciskać? Trzeba wyremontować te, które są grząskie i wąskie.

Trzeba jednak pamiętać, że nie ma jednej recepty na całe miasto. Tu potrzeba żłobka, tam przedszkola, a gdzie indziej szkoła jest za mała. Inne problemy mają blokowiska, inne dzielnice willowe.

Na razie jednak Pan nie wystartował z kampanią. Zobaczymy Wojciecha Koronkiewicza na bilbordach?

Kampania się dopiero się rozkręca. Niedawno Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła datę wybór i do tej pory nie można było prowadzić kampanii. Oczywiście, że ruszę. Zaczynają się debaty. Każdy kandydat będzie miał okazję zaprezentować swój program.

Zdecydował się Pan kandydować z poparciem SLD...

Dlaczego SLD? Jestem lewicowcem, mam lewicowe poglądy i się tego nie wstydzę. Gdy cztery lata temu startowałem do Rady Miasta, innego komitetu lewicowego nie było...

Ale czy Panu wsparcie jakiejkolwiek partii jest potrzebne?

Jeśli chodzi o parlament, to wchodzą tylko duże partie. W samorządach nie jest to warunek konieczny, bo można utworzyć komitet społeczny. Tak jak w poprzednich wyborach zrobił Tadeusz Truskolaski. Wprowadził kilku radnych, ale gdyby poszedł razem z Platformą, to tych radnych byłoby więcej.

Bardzo kibicuję komitetom obywatelskim i uważam, że to jest przyszłość, szczególnie w mniejszych miastach. Kiedy zbliżały się te wybory pojawiło się pytanie - skąd mam iść? Bardzo mnie kusiło, żeby pójść z komitetem obywatelskim, żeby pójść z "Inicjatywą dla Białegostoku". Żeby skończyć z upartyjnieniem polityki, bo moim zdaniem to jest błąd. Czułbym się jednak głupio wobec Sojuszu Lewicy Demokratycznej, że ich zostawiam.

Czyli to tylko kwestia lojalności?

Hm... Wygląda na to... że tak. Choć oczywiście program Sojuszu jest mi bliski. Nie poszedłbym z ludźmi, którzy myślą całkiem inaczej.

Stawia Pan sobie jakieś minimum na te wybory?

Pan mnie pyta o cyferki? A tu nie o cyferki chodzi. Ja chciałbym, żeby ci ludzie, którzy mówią, że będą na mnie głosowali czuli satysfakcję. Jak jeżdżę rowerem i zatrzymuję się na bazarku przy Skłodowskiej-Curie, czy przy Mickiewicza, na Warszawskiej, czy na Piasta, to zawsze sprawdzam jakie są ceny pietruszki i pomidorów. Czy są już truskawki i kiedy zaczynają się grzyby? I zawsze rozmawiam tam z ludźmi.

Dla nich nie ma znaczenia czy ja będę miał 12 czy 17 procent. Chciałbym przynajmniej zdobyć mandat radnego i móc dalej pomagać. Na tych wspomnianych bazarkach, gdzie czasem pojawia się straż miejska i zabrania handlować. To jest prawdziwa satysfakcja, kiedy ludzie do mnie przychodzą i możemy coś razem zrobić. Reszta nie ma znaczenia. Naprawdę.

[rozmowa przeprowadzona w piątek, 7 września]

Wojciech Koronkiewicz - 49-letni białostoczanin, z wykształcenia polonista, z zawodu dziennikarz maż i ojciec 2 dzieci, z których, jak podkreśla jest niebywale dumny. Dwukrotnie startował w wyborach do Sejmu, dwukrotnie też do Rady Miast Białegostoku, do której dostał się w 2014 roku. Do tej pory zawsze z listy SLD.

Przeczytaj też: "Wiem, że nie wygram, ale postulaty się przebiją". Rozmowa z Marcinem Sawickim

Mateusz Nowowiejski
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl
1104 osób online
Wersja mobilna BiałystokOnline.pl
Polityka prywatności | Polityka cookies
Copyright © 2001-2024 BiałystokOnline Sp. z o.o.
Adres redakcji: ul. Sienkiewicza 49 lok. 311, Białystok, tel. 85 746 07 39