W sobotę (27.12) wieczorem dyżurny białostockiej komendy został zaalarmowany, że przed jednym ze sklepów na terenie miasta został postrzelony mężczyzna. Z ustaleń mundurowych wynikało, że po godz. 19, za rogiem sklepu spożywczego, w którym robił zakupy 42-letni białostoczanin, ktoś oddał w jego kierunku strzał z broni palnej. Kula utkwiła w kamizelce kuloodpornej, którą miał na sobie. Broniąc się, postrzelony 42-latek oddał dwa strzały z broni gazowej. Po zdarzeniu mężczyzna wrócił do sklepu i poprosił obsługę o wezwanie karetki i policji. Pokazał też sprzedawczyni broń i pozwolenie. Policjanci rozpoczęli poszukiwania napastnika.
Historia jednak wydała się mundurowym podejrzana. Podczas niedzielnej (28.12) rozmowy z "cudem" ocalałym mężczyzną przyznał się on, że całe zdarzenie wyglądało zupełnie inaczej. 42-latek najpierw postrzelił z broni palnej kamizelkę kuloodporną, potem przestrzelił jeszcze swoje ubrania. Ubrał się w to wszystko i wyszedł z domu, zabierając ze sobą broń gazową. Pojechał samochodem do lasu na peryferiach Białegostoku. Tam chciał udać, że został postrzelony, jednak nie trafił na postronne osoby, przed którymi mógłby odegrać swoja rolę. Wrócił więc na swoje osiedle, wszedł do sklepu, gdzie zrobił zakupy i bezpośrednio po wyjściu z niego zaczął strzelać z gazówki. Po chwili wrócił, a sprzedawczyni opowiedział, że został postrzelony i poprosił o wezwanie policji i karetki.
- Mężczyzna był trzeźwy. Opowiadając śledczym o swojej mistyfikacji powiedział, że zrobił to tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę - mówi podinsp. Andrzej Baranowski, rzecznik podlaskiej policji.
Mundurowi zabezpieczyli w mieszkaniu mężczyzny 7 jednostek broni palnej oraz proch, pociski i łuski. Wszystko to wykorzystywał do produkcji amunicji do posiadanej broni, na którą miał pozwolenie. Śledczy ustalają teraz zakres odpowiedzialności 42-latka, jego losem zajmie się sąd.
lukasz.w@bialystokonline.pl