Żywioł niszczy wyspę
Niszczycielskie pożary, które szaleją na greckiej wyspie Rodos, stanowią ogromne zagrożenie dla turystów i lokalnej społeczności. Sytuacja jest na tyle poważna, że już ponad 30 tysięcy osób zostało ewakuowanych z południowej części wyspy, co stanowi największą cywilną ewakuację w historii Grecji. Pożary nie udało się dotąd opanować, co powoduje obawy o bezpieczeństwo i spowodowało odwołanie wielu planowanych wycieczek na Rodos.
W odpowiedzi na tę kryzysową sytuację, niektóre polskie biura podróży, takie jak Itaka, podjęły decyzję o odwołaniu wycieczek na Rodos, które były zaplanowane na 24-28 lipca. Dotyczyło to przede wszystkim wakacji all inclusive, z którymi związane były pobyty w jednym z 10 hoteli znajdujących się w obszarze zagrożonym pożarami. Biuro Itaka zapewniła klientom prawo do zmiany rezerwacji lub darmowej rezygnacji z wycieczki w tej sytuacji. To samo dotyczy osób, które miały zaplanowany pobyt na wyspie w innych, niezagrożonych miejscach.
Biuro podjęło również decyzję o odwołaniu wycieczek na Rodos z wylotem na 28 lipca. Klienci mieli możliwość bezpłatnej rezygnacji z wycieczki, zmiany terminu lub miejsca pobytu na Rodos lub wyboru innej wycieczki z oferty Itaki.
Co jednak z osobami, które na wakacje lecą po 28 lipca? W ich przypadku biuro niechętnie odwołuje wycieczki. Podobnie było w przypadku pani Katarzyny, która na wyspę Rodos ma lecieć 31 lipca.
Od tygodnia starała się dogadać z biurem
Pani Katarzyna z Białegostoku napisała do naszej redakcji, że od ponad tygodnia starała się zmienić destynacje jej pobytu, ponieważ wciąż trwa ewakuacja osób z wyspy.
"Po prostu boimy się o swoje zdrowie i życie. Nasz hotel nie spłonął, ale jest w miejscowości Kolymbia, czyli 10-15 km od pożarów, więc obawy są uzasadnione. Pisaliśmy z biurem podroży mailowo, bo do centrali nie można się dodzwonić. 26 lipca dostaliśmy odpowiedz, że mamy jechać, bo nic się nie dzieje! Naprawdę nic? Smród spalenizny, przerwy w dostawie prądu, co jest równoznaczne z brakiem wody i tragedia ludzi to przecież nic!" - napisała zbulwersowana białostoczanka.
Jej zdaniem biuro podróży Itaka nie widzi problemu oraz nie słucha próśb klientów, którzy powtarzają, aby "nie pchać ich w piekło". Pracownicy biura sugerowali jej, że może zerwać umowę i stracić wówczas 80% wpłaconych pieniędzy, bo zerwanie umowy byłoby z jej winy.
"Każdy chce na wakacjach poczuć beztroskę, pooddychać, odpocząć, a przecież za to płacimy. A tak to trzeba będzie przez pobyt trzymać plecak ze wszystkimi ważnymi dokumentami w razie nagłej ewakuacji" - stwierdziła.
W biurze uzyskała informacje, że z województwa podlaskiego wykupionych zostało kilkanaście wyjazdów na wyspę Rodos.
Itaka zmieniła zdanie
W środę (26.07) rano pani Kasia dostała odpowiedź, że ma jechać na wyspę Rodos, a biuro nie zwróci jej pieniędzy, ani nie zmieni kierunku wyjazdu.
Jednak wieczorem otrzymała już inną odpowiedź. Biuro Itaki przekazało jej, że hotel, do którego miała jechać nie spełnia wymogów - nie ma w nim prądu ani wody.
"Dostaliśmy odpowiedź, że mamy dwie możliwości - albo zwrot kosztów i nici z oczekiwanych wakacji i wypoczynku albo zmiana miejsca na inne (tak w ostatniej chwili to mało opcji nam zostało). Ostatecznie udało nam się przebukować na Bułgarię, ale w wylotem w Poznaniu, co jest mało komfortowe, ale trudno. Inni z turystów nie mieli tyle szczęścia i po prostu kto wylatuje 31 lipca to cały czas czeka. Nie wiem tylko na co? Aż hotel spłonie? Biuro podroży nie przekłada bezpieczeństwa ludzi tylko pieniądze jako najważniejsze w tej sytuacji" - przekazała naszej redakcji pani Katarzyna.
Warto jednak podkreślić, że są i tacy turyści, którzy mimo występujących w Grecji pożarów, sami się decydują na wycieczkę, ponieważ nie martwią się tym, że w każdej chwili pożar może się rozprzestrzenić. Aktualnie wiele biur podróży oferuje turystom oferty last minute. W związku z tym można pojechać do Grecji za nawet połowę ceny.
malwina.witkowska@bialystokonline.pl