Przed dwoma tygodniami udało się panu po raz drugi uzyskać mandat poselski. Jak pan poseł myśli - dlaczego podlascy wyborcy ponownie zaufali Stefanowi Krajewskiemu?
Stefan Krajewski: Myślę, że dobrze i solidnie przepracowałem mijającą kadencję i to na wszystkich trzech płaszczyznach – w parlamencie, w terenie oraz w mediach. W Sejmie były to formy aktywności takie jak: wystąpienia na mównicy, interpelacje, przynależność do komisji związanych z rolnictwem czy też z województwem podlaskim. Pokazywałem, że objęcie mandatu poselskiego nie oznacza oderwania od rzeczywistości. Bycie parlamentarzystą to niejako posiadanie tytułu ambasadora, promotora swojego regionu.
Są pogłoski na temat ewentualnego objęcia przez pana resortu rolnictwa. Do tej pory politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego, gdy tylko wchodzili w skład koalicji rządzącej, to przejmowali kuratelę nad tym ministerstwem. Co warto podkreślić - ministerstwem niezwykle ważnym dla mieszkańców województwa podlaskiego...
Owszem, zgłosiłem gotowość do zostania ministrem rolnictwa. Jak już wspomniałem, jest to dla mnie najbliższa i najważniejsza dziedzina w pracy parlamentarnej, ale nie tylko. Wcześniej pracowałem w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz zajmowałem się tą problematyką jako członek zarządu województwa podlaskiego. Co istotne, pochodzę zresztą z rodziny zajmującej się rolnictwem i przez całe życie mieszkam na wsi.
Oczywiście kształciłem się także w tym kierunku, ponieważ oprócz politologii, skończyłem studia podyplomowe z zakresu polityki rolnej Unii Europejskiej. Mówiąc potocznie – posiadam „papiery” i doświadczenie do objęcia resortu rolnictwa i rozwoju wsi, ale poczekajmy na ostateczną decyzję polityków bezpośrednio ustalających zapisy umowy koalicyjnej. Pamiętajmy, że w PSL-u jest wielu kompetentnych parlamentarzystów.
Rolnictwo to trudna materia. Tutaj liczy się nie tylko polityka - krajowa jak też zagraniczna (relacje z UE i Ukrainą), ale także duży wpływ na dochody lub ubytki mają warunki atmosferyczne. Chcielibyśmy naprawić błędy PiS-u, porządkując wiele spraw. Przez tylko ostatnie 4 lata w rządzie zasiadali ministrowie o różnym stopniu kompetencji i zaangażowania – pamiętamy choćby jak wiceminister nie potrafił odróżnić gatunków zbóż, a zdarzały się persony, które nie były w stanie wytłumaczyć najprostszych pojęć. I wreszcie – niezwykle szkodliwa „piątka Kaczyńskiego” - byłem gorącym przeciwnikiem wprowadzenia tej ustawy, która dzięki naciskom opozycji jak i samych rolników, ostatecznie nie weszła w życie.
Wspomniał pan o niskich kompetencjach polityków. Wybranemu z listy PO Michałowi Kołodziejczakowi zarzuca się ignorancję – przywołajmy choćby jego niedawny występ w RMF FM, gdzie przepytywany przez Roberta Mazurka nie popisał się podstawową wiedzą. Lider Agrounii posiada też łatkę skandalisty i awanturnika, ale wciąż jest wysoko notowany na giełdzie kandydatów...
W czasie wywiadu na żywo zawsze można popełnić pomyłkę, więc trudno to oceniać. Na pewno zawsze warto nadrabiać pewne braki, stale się uczyć. Michał prowadzi gospodarstwo, ma doświadczenie w organizowaniu strajków rolniczych – na pewno posiada wiedzę w zakresie rolnictwa. Niezależnie kto obejmie ten resort, musi pamiętać by uprościć przepisy i procedury. Potrzeba zmian w Krajowym Planie Strategicznym, rolnikom trzeba przedstawiać także wiele udogodnień, zapewniać im niskooprocentowane kredyty na prowadzenie działalności. Muszą powstawać nowe miejsca pracy nie tylko w gospodarstwach, ale także w przetwórstwie i firmach współpracujących z branżą rolniczą.
Michał Kołodziejczak powiedział niegdyś o pańskiej partii: „Są to zdrajcy polskiej wsi. Są to ludzie, którzy na temat polskiej wsi wypowiadać się nie powinni. Powinni zostać zmieceni. To o nich mówię bardzo często, tak jak użyłem tych słów, że łajdacy polityczni powinni zostać zmieceni z polskiej sceny politycznej. Tutaj cały PSL praktycznie powinien zostać zmieciony”. Czy zdążyliście już sobie wyjaśnić te słowa?
Nie było jeszcze takiej okazji, by wyjaśnić te słowa. Owszem, pamiętamy że Kołodziejczak rozpoczynał swoją polityczną karierę od ataków na PSL, ale później połączyła nas krytyka „piątki Kaczyńskiego” i skupiliśmy się na wspólnym celu. Michał jest znany z tego, że na swojej ścieżce zdążył obrazić już wiele osób i partii, w tym naszego kandydata na premiera, czyli Donalda Tuska i teraz musi czasami „zjeść własny język”. Każdy chce osiągać swoje cele w polityce, ale trzeba szanować innych ludzi. O sobie mogę powiedzieć, także po zakończeniu kampanii wyborczej, że mogę rozmawiać z wszystkimi, niezależnie od wyznawanych przez nich poglądów. Gościłem przecież wielokrotnie w TVP, pomimo panującej tam atmosfery, która wybitnie nie sprzyjała ludowcom. Potrafiłem zachować się z klasą, pomimo stronnicznych ataków w moim kierunku.
Rozmawia pan z wszystkimi, czyli także z Prawem i Sprawiedliwością. A czy otrzymał pan w ostatnim czasie propozycję dołączenia do wciąż rządzącej partii, która jakby nie mówić, zdobyła najwyższy wynik w wyborach parlamentarnych?
Tak, staram się rozmawiać z wszystkimi, ale na pewno nie ma mowy o zmianie barw partyjnych. Po pierwsze w PSL-u jest mi dobrze, jestem ludowcem od wielu lat. Jako poseł mogę liczyć na wolność – partia nie narzucała mi nigdy dyscypliny partyjnej w głosowaniach pod groźbą kary i bardzo to doceniam. A politycy PiS-u? Ci przez ostatnie 8 lat niemal na każdym kroku traktowali nas jak wrogów, szkalując i opluwając PSL więc teraz nie ma mowy o rozmowach koalicyjnych. Tym bardziej ze mną, bo po prostu mnie znają i wiedzą, że takie telefony są pozbawione sensu. Dlatego też nikt do mnie nie dzwonił.
Gdyby po drodze była mowa o jakimkolwiek szacunku i chęci współpracy, zapewne nie odrzucalibyśmy na starcie takich rozmów, szczególnie że pewne części naszych programów się pokrywają. Zaznaczam jednak, że ta zgodność wynika także z tego, że część naszych wniosków PiS wprowadził w życie jako swoje rozwiązania jak np.: dodatki emerytalne strażaków ochotników, emerytura rolnicza bez konieczności wcześniejszego przekazywania gospodarstwa rolnego, a także wsparcie dla żłobków i klubów seniora.
Przypomnijmy, że PiS otrzymał od was także „garb na plecach” w postaci podwyższenia wieku emerytalnego. To rozwiązanie wprowadził rząd PO-PSL z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem jako ministrem pracy. Czy po latach żałujecie tego rozwiązania?
Tak, bardzo żałujemy. To był niewątpliwie polityczny błąd, za który niejako ponieśliśmy konsekwencje w 2015 roku i przepraszaliśmy wyborców, Polaków. Z naszej strony zabrakło wówczas konsultacji społecznych i większej stanowczości. Błędy jednak popełnia każdy – najważniejsze, by się do nich przyznać i wyciągać wnioski w przyszłości. Dziś na pewno o takim pomyśle nie byłoby mowy. W międzyczasie zaproponowaliśmy chociażby emeryturę po 40 latach pracy. Chcemy także, aby częściowo zniesiono zakaz handlu w niedzielę, ale nie jako jarzmo nakładane na pracowników. Tych trzeba dobrze opłacić, oddać dzień wolny w tygodniu, a szczególnie wspierać studentów i emerytów, którzy chcą zarobić w czasie wolnym. Pragnę zauważyć, że obecnie wiele sieci handlowych zautomatyzowało sprzedaż, wprowadzając kasy samoobsługowe i zmniejsząc obsadę – warto przedyskutować ową kwestię także pod tym kątem.
Czy z politykami PO i Lewicy nie poróżni was kwestia aborcji? Często się o tym mówi...
Naszym zdaniem potrzebny jest powrót do kompromisu aborcyjnego z 1993 roku, który skutecznie łączył większość społeczeństwa. Następnym krokiem powinno być ogólnokrajowe referendum ws. aborcji, w którym Polki i Polacy wskażą jaką decyzję ostatecznie mają podjąć politycy. Jesteśmy partią o programie konserwatywnym światopoglądowo, więc nie jesteśmy za rewolucją obyczajową – stawiamy przede wszystkim na tradycyjne wartości jak rodzina i wiara.
Trzecia Droga to wyborczy projekt PSL-u i Polski 2050. Śledząc naocznie waszą podlaską kampanię, zauważyłem że właściwie towarzyszyliście sobie przede wszystkim na finiszu zmagań o wejście do Sejmu i Senatu. A jak będzie wyglądała wasza współpraca poza planowaną koalicją rządzącą? Czy utworzycie jeden czy jednak dwa oddzielne kluby parlamentarne?
Zgadza się. Mieliśmy nieco niezależne od siebie pomysły na kampanię, ale najważniejsze, że patrzyliśmy w jednym kierunku. Tylko to się obecnie liczy – skutek, efekt. Tak było w kampanii wyborczej i tak będzie też w czasie rządzenia. W Sejmie najprawdopodobniej stworzymy dwa oddzielne kluby, ale można je nazwać konfederacyjnymi, ponieważ projekt „Trzecia Droga” łączy, a nie dzieli. Pamiętajmy, że nieco różnią nas elektoraty – PSL skupia się na wyborcach z mniejszych ośrodków, a Polska 2050 adresuje swój program głównie do mieszkańców większych miast. Dlatego lepiej, jeśli będziemy współdziałać nieco obok siebie. Zaznaczam, że z akcentem na „nieco”.
Wspomnieliśmy o prowadzeniu o kampanii. Można było zauważyć, że lubił pan "pośmieszkować". Zwłaszcza z politycznych oponentów. Skąd taki pomysł na humorystyczne, ale i prześmiewcze spoty?
Po pierwsze – lubię sobie pożartować, więc taka jest moja natura. Pomogli mi w tym białostoccy aktorzy znani w całej Polsce z serii „U Pana Boga...” i roli księdza i policjantów. Panowie wiedzą jak inteligentnie rozbawić swoich odbiorców – spisali się na medal, za co im dziękuję.
Po drugie – było z czego się pośmiać, bo PiS po raz kolejny wystawił w naszym okręgu wyborczym politycznego spadochroniarza. Przypomnę, że w przeszłości mieszkańcy województwa podlaskiego otrzymywali „prezenty” w postaci ludzi praktycznie niezwiązanych z naszym regionem takimi jak: Anna Maria Anders, Jacek Kurski, Karol Karski czy Kornel Morawiecki, który znalazł się na podlaskiej liście, ale niestety zmarł przed wyborami. Teraz był to Jacek Sasin i postanowiłem ten pomysł skomentować w humorystyczny sposób.
Politycy PiS-u lubią też często nawiązywać do rzekomego nepotyzmu w PSL-u. Dlaczego więc osoba współodpowiedzialna za kształt list niejako wystawia do wyborczego boju swoją małżonkę. 200 procent skuteczności – tak to po raz kolejny skwituję. Na stanowisku burmistrza pojawił się wakat – może tutaj także wśród kandydatów powinno pojawić się to samo nazwisko. To trochę hipokryzja – nie warto najpierw komuś czegoś nagminnie wypominać, a potem samemu kierować się kluczem rodzinnym.
Na koniec powróćmy do tematu kierowania resortem rolnictwa. Andrzej Lepper był jednym z zarządzających tym ministerstwem. Jakie ma pan zdanie o tym nieżyjącym już polityku, liderze Samoobrony?
Andrzej Lepper był na pewno inteligentnym i charyzmatycznym człowiekiem, któy szybko się uczył i umiał porywać tłumy. Wiele rzeczy potrafił przewidywać. Miał swoje obszary, którymi potrafił się sumiennie zajmować. Zbudował silną wtedy Samoobronę, która umiała odpowiedzieć na wyzwania wsi i rolnictwa. Niestety, współrządząc z PiS-em nie udało mu się zrealizować wielu planów. Niewątpliwie śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach pomaga dzisiaj w budowaniu pewnej legendy - blasku towarzyszącego jego osobie. Po drodze jest wiele niewiadomych nie tylko co do przyczyn jego odejścia, ale i powodów politycznej marginalizacji Samoobrony.
24@bialystokonline.pl