Pokłosie afery ulotkowej
Dzień po referendum ws. lotnisk, przedstawiciele komitetu referendalnego zapowiadali, że podejmą kroki prowadzące do udowodnienia, że niska frekwencja (niecałe 13%) to wina niedociągnięć ze strony organizatora, czyli samorządu województwa, który miał nie zadbać o to, żeby wszyscy mieszkańcy zostali poinformowani.
- Chcemy zbadać, jaka była skala tych zaniedbań. Mieszkańcy będą mogli składać oświadczenie o tym, czy zostali skutecznie poinformowani. Zależnie od skali tych zaniedbań, rozważymy podjęcie kolejnych kroków – mówił wówczas pełnomocnik komitetu Paweł Myszkowski.
Jednym zaniedbań miała być sprawa ulotek z informacją o referendum, które nie dotarły do wszystkich mieszkańców województwa. Za ich kolportaż odpowiedzialna była Poczta Polska, z którą umowę podpisał samorząd województwa. Spółka twierdzi jednak, że ona się ze swoich zadań wywiązała, choć sygnałów o tym, że ulotki nie dotarły, było wiele, o czym zresztą pisaliśmy: Referendum ws. lotniska. Tajemnica (nie)rozniesionych ulotek.
Komitet Referendalny postanowił zachęcić osoby, które nie dostały informacji, do złożenia skargi do sądu okręgowego i w tym celu na stronie internetowej www.lotniskopodlaskie.com.pl udostępnił gotowe druki, na których wystarczyło wpisać dane i wysłać do sądu. Czas na dostarczenie skarg mijał 24 stycznia, czyli tydzień po opublikowaniu wyniku referendum w dzienniku urzędowym.
Miało być więcej
Mimo tej akcji, do sądu okręgowego w Białymstoku wpłynęły zaledwie dwie skargi. W dodatku obie miały braki formalne. Po uzupełnieniu mają one trafić z powrotem do sądu, który będzie miał 14 dni na ich rozpatrzenie. Trudno jednak przypuszczać, żeby przychylił się do opinii wnioskodawców.
Przedstawiciele komitetu są niemiło zaskoczeni, bo jak zapewniają, dostawali oni w okresie przed i po referendum sporo sygnałów od mieszkańców, którzy skarżyli się, że informacje do nich nie dotarły.
- Dostawaliśmy sporo sygnałów z terenu i z Białegostoku, że do ludzi informacja o referendum nie dotarła. Myślałem, że w związku z tym więcej będzie tych skarg. Ludzie, jak widać, nie byli tym zainteresowani – mówi Paweł Myszkowski i zapowiada, że to nie koniec starań związanych z lotniskiem. Komitet zamierza na pewno wykorzystać oddane głosy do tego, żeby naciskać na samorząd województwa, aby podjął działania w kierunku budowy lotniska.
- Rozważamy, co możemy dalej zrobić. Będziemy na pewno starać się przypominać władzom województwa o tych głosach, które zostały oddane, ponieważ mają one znaczenie i chcemy, żeby samorząd miał to cały czas na uwadze – dodaje Myszkowski.
Przypomnijmy, że w wojewódzkim referendum ws. budowy lotniska udział wzięło trochę ponad 123 tys. osób, co dało frekwencję na poziomie 12,96%. Referendum jest więc nieważne, mimo że 96% głosujących było na "tak". Koszt przeprowadzenia głosowania to natomiast 3,7 mln. zł.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl