Wczoraj (14.07) zapadł wyrok w sprawie Rafała Gawła - dyrektora Teatru TrzyRzecze. Nie było go na sali sądowej. Natomiast to, co się stało, skomentował na Facebooku. Napisał, że sędzia, który go skazał, to dobry człowiek.
"Jestem wdzięczny i naprawdę doceniam to, że sędzia nie skazał moich dzieci na pobyt w domu dziecka – mógł to zrobić, miał taką władzę. Wystarczyło jedno uderzenie młotka. Cztery lata dla taty i dwa dla mamy, i dzieci, a mam ich trójkę, lądują w pogotowiu opiekuńczym" - napisał Gaweł w komentarzu.
Jednocześnie zarzucił on sędziemu, że nie uznał dowodu w sprawie. Dowodem tym była książka Marcina Kąckiego.
Gaweł pisze, że nigdy nie wszedł w konflikt z prawem, a jego kłopoty zaczęły się po aferze "swastyki jako symbolu szczęścia".
Twierdzi również, że jego pierwsza firma nie zbankrutowała sama z siebie, a po tym jak gangsterzy okradli go ze wszystkich oszczędności, jakie zarobił, pracując kilka lat za granicą.
"A gdy to zrobili, w moim domu zjawili się współpracujący z gangsterami policjanci, którzy starali się wymusić na mnie okup. Sąd zapomniał powiedzieć Wam też o tym, że po tych zeznaniach przeciwko gangsterom, gdy urodziło mi się chore dziecko, pracowałem na 3 zmiany i kupiłem dom do remontu, w którym miała zamieszkać moja rodzina. Zapomniał też pewnie, uzasadniając wyrok, opowiedzieć Wam o tym, jak gangsterzy za to, że pogrążyłem ich ziomków, spalili mi ten dom i zniszczyli samochód i tylko szczęśliwy traf sprawił, że nikt w nim nie nocował, gdy oblali go benzyną i podpalili w środku nocy” - wyjaśnia na portalu Rafał Gaweł.
Przypomina również, że w ostatnich trzech latach spłacił ponad 200 tys. zł długów i zaległości.
Więcej o sprawie: Sąd uznał dyrektora Teatru TrzyRzecze za winnego. Skazał go na 4 lata więzienia
dorota.marianska@bialystokonline.pl