Premiera dość nietypowa. Bez medialnych prób i zdradzania, co wydarzy się na scenie. Pewnie dlatego, że to propozycja dla wybranego grona odbiorców. Jednak nie wszyscy dotrwali do końca przedstawienia. A szkoda. Wystarczyło dać się ponieść konwencji. Bo przecież Wierszalin to niezależny teatr, który ma prawo eksperymentować.
Wierszalin jak Don Kichot
Początek może wywołać zdziwienie. Na scenie siedzi Piotr Tomaszuk. Trochę czyta, trochę śpiewa (eksperymentuje z mikroportem). Na warsztat wziął teksty Miguela de Cervantesa. Podśpiewuje też Dulcynea. Sancho Pansa (Dariusz Matys) przygrywa na perkusji i tańczy w rytm flamenco. Wreszcie Don Kichot (Damian Strzała). Ten ma do dyspozycji gitarę.
"Witamy publiczność, która przyszła nas ocenić. Wyrazić swoje zdanie o naszej niemądrości, naszym szaleństwie" - zwraca się w pewnym momencie do widzów Tomaszuk. Jednak w tym szaleństwie jest metoda. Dlaczego twórcy wybrali Don Kichota? Bo tak jak bohater Cervantesa, walczą z wiatrakami.
Teatr eksperymentalny i komercja
Pomiędzy tekstami hiszpańskiego autora Tomaszuk mówi, że mamy do czynienia z teatrem eksperymentalnym. "Dlaczego on ma być komercyjny?" - retorycznie pyta. Z takimi dylematami boryka się nie tylko Wierszalin. Wiadomo przecież, że kultura, zwłaszcza niezależna, musi być wspierana. "Więcej światła" - powtarzają artyści, gdy na scenie zalega ciemność. "Rachunki niezapłacone" - z przekąsem komentuje ktoś z widowni. I choć po przerwie sala mocno opustoszała, ci, którzy zostali dobrze wiedzieli, o co artystom chodziło. Choć przecież "wszystko już było i każdy się powtarza".
"Wolność kocham i rozumiem"
Czym więc jest "Don Kichot"? Prowokacją? Scenicznym eksperymentem? Muzyczną improwizacją? Prawdziwym wyznaniem? Pewnie wszystkim po trochu. Jego twórcom nie można też odmówić autoironii, dystansu, odwagi i niezależności. Nie przypadkiem w finale spektaklu intonują "Kocham wolność" Chłopców z Placu Broni.
Kolejne spektakle 17 i 18 kwietnia o godz. 18.
anna.d@bialystokonline.pl