Do tego, że komputer pokładowy pokazuje niższe spalanie niż jest ono w rzeczywistości większość kierowców zdążyła się już przyzwyczaić, ale okazuje się, że również samochodowy prędkościomierz nie jest z nami do końca szczery. Wszystko przez unijne przepisy, które zakładają, że zegar w aucie musi nieco zawyżać prędkość, bo w innym przypadku pojazd nie otrzyma wymaganej homologacji.
Według unijnych ekspertów prędkość wskazywana przez licznik (V1) musi być większa niż prędkość rzeczywista (V2) lub jej równa. Opracowano nawet specjalny wzór, który przedstawia się następująco: 0 ≤ V1 – V2 ≤ (V2/10) + 4 km/h.
W rzeczywistości wygląda to tak, że poruszając się z prędkością 90 km/h (według zegara), tak naprawdę jedziemy ok. 86 km/h, gdyż przekłamanie zazwyczaj liczy 3-5 km/h. Fabryczne zawyżanie prędkości ma służyć m.in. bezpieczeństwu. Gdy jedziemy 90 km/h i dojdzie do wypadku, realna szybkość naszej jazdy okaże się niższa. Różnica będzie niewielka, ale czasami może ona uratować życie. Poza tym, dzięki unijnym przepisom, ewentualny błąd związany z pomiarem prędkości przez urządzenia policyjne czy innych organów kontrolnych jest eliminowany praktycznie do zera.
By przekonać się, o ile nasze zegary przekłamują rzeczywistą prędkość, wystarczy włączyć jedną z samochodowych nawigacji pokazujących aktualną szybkość jazdy. Nawigacje sprawdzają prędkość, biorąc pod uwagę zmianę pozycji względem satelity, zatem są one w tej kwestii bardzo dokładne.
rafal.zuk@bialystokonline.pl