Tragedia, która rozegrała się w nocy z niedzieli na poniedziałek przy ul. Narwiańskiej w Choroszczy wstrząsnęła całą Polską. Około godz. 22:29 dyżurny stanowiska kierowania straży pożarnej przyjął informację o pożarze budynku jednorodzinnego.
Na miejsce zostały zadysponowane 6 zastępów jednostek ochrony przeciwpożarowej. Gdy strażacy dotarli na miejsce, ogień, który wydostawał się z okien budynku, rozprzestrzenił się już na dach. Podano 4 prądy gaśnicze do wnętrza palącego się domu. W budynku odłączono zasilanie gazowe i energetyczne. Po lokalizacji źródła ognia, do wnętrza zostały wprowadzone 3 roty ratowników, zabezpieczonych w sprzęt ochrony układu oddechowego.
W środku strażacy znaleźli 4 osoby, które wyniesiono na zewnątrz. U wszystkich lekarz stwierdził zgon. Zginęli 2- i 10-letni chłopcy, 8-letnia dziewczynka oraz 45-letni ojciec dzieci.
W akcji ratowniczo-gaśniczej, która trwała prawie 4 godz. udział wzięło 10 zastępów jednostek ochrony przeciwpożarowej, łącznie 43 ratowników. Na miejscu udzielano pomocy psychologicznej ratownikom biorącym udział w działaniach.
Dziś już wiadomo, że wezwanie straży pożarnej poprzedziła awantura domowa i zgłoszenie na policję. Rzecznik prasowy podlaskiej policji Tomasz Krupa potwierdził, że policję wezwała kobieta, która uciekła z domu po kłótni. Na miejsce mundurowi dotarli kilka minut po wezwaniu. Dom jednak był już wtedy cały w płomieniach.
Radio Białystok podało nieoficjalną informację, że tragiczny pożar był podpaleniem. Przy mężczyźnie miał znajdować się kanister po benzynie i zapalniczka.
Kobieta jest obecnie pod opieką rodziny. Gmina Choroszcz jest gotowa udzielić jej wsparcia psychologicznego oraz udostępnić mieszkanie.
Śledztwo w sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Białymstoku.
ewelina.s@bialystokonline.pl