Kilka tygodni temu Tomasz Patryjak kierował autobusem, kiedy usłyszał głośny krzyk pasażerów. Zatrzymał autobus i wtedy zobaczył, że wyskakuje z niego dwóch młodych mężczyzn. Rzucił się za nimi w pościg, bo zrozumiał, że to kieszonkowcy. Przy pomocy pasażera udało mu się złapać jednego z uciekających i zamknąć go w autobusie do przyjazdu policji. Okazało się, że przy mężczyźnie znaleziono telefon ukradziony przed chwilą dziecku, a także różne narzędzia mogące służyć do włamań. Nigdy dotąd panu Tomaszowi nie zdarzyła się podobna historia, choć w miejskiej komunikacji pracuje od czterech lat.
– Nie czuje się bohaterem. Myślę, że każdy z nas by się tak samo zachował. Miło mi było, że pomogłem – mówi skromnie Tomasz Patryjak.
Podobnego zdania jest Zbigniew Bielawski. Podczas kursu pasażerowie zaalarmowali go, że siedzący z tyłu autobusu chłopak stracił przytomność. Pan Zbigniew natychmiast zjechał na bok jezdni i pobiegł na tył wozu. Wezwał pomoc, a jednocześnie wykonywał polecenia dyspozytorki pogotowia ratunkowego. Sprawdził puls, tętno, oddech i informował, co się dzieje. Kiedy przyjechało pogotowie, chłopak odzyskał przytomność. Okazało się, że jest chory na padaczkę i miał atak. Pan Zbigniew mówi, że to co zrobił, wynika z obowiązków każdego kierowcy.
– To normalna rzecz. Jeżdżąc autobusem musimy zwracać uwagę na różne rzeczy. Bezpieczeństwo pasażerów jest dla nas najważniejsze. Nie uważam się, za jakiegoś bohatera – zapewnia Zbigniew Bielawski.
Obaj mężczyźni otrzymali dziś od prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego listy gratulacyjne i podziękowania za ofiarność i profesjonalizm.
- Obaj panowie zachowali się wzorowo i ponad standardowo – chwalił kierowców Tadeusz Truskolaski. - To są te postawy, które chcemy promować i pochwalać.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl