Na scenę wkracza Poeta (Bernard Maciej Bania) i chwyta kamerę filmową. Film w teatrze? Ależ, proszę bardzo! Miało być zaskakująco i jest. Pierwsze frazy, baśniowe ballady "Świteź", "Świtezianka", "Romantyczność". Aktorzy recytują wiersze, Poeta spogląda na nich przez obiektyw, a my ten obraz możemy na żywo oglądać na dwóch wielkich, ustawionych na scenie ekranach. W odróżnieniu od barwnych, zjawiskowych, przykuwających uwagę kostiumów Zofii de Ines (znakomicie pomieszała epoki stylizując aktorów, duże wrażenie robi "Pani Twardowska"), filmowy obraz jest psychodeliczny, zniekształcony, czasem nawet czarno-biały. Potęguje wrażenie złudzenia, staje się emocją, uczuciem, które Mickiewicz stawiał przecież ponad racjonalne rozumowanie.
Mickiewicz sfilmowany w teatrze
Początek owiany jest aurą tajemniczości. Zjawy wiszące pod sufitem, dymy spowijające scenę, jezioro Świteź z turkusową poświatą. Wszystko, z czym kojarzymy pierwsze poezje Mickiewicza. Ale Poeta ciągle operuje kamerą. Między balladami wypowiada słowa z utworu "Do przyjaciół": "Gdy się bez ładu myśl plącze/Zacznę coś pisać dla mych towarzyszy/Zacznę, bo nie wiem, czy skończę", które nabierają nowego znaczenia. Całe przedstawienie tworzy się bowiem na naszych oczach. W "Powrocie taty" na ekranach publika ma okazję zobaczyć... siebie. To efekt ustawienia się Poety z tyłu sceny.
Mickiewiczowskie wersy kojarzące się najczęściej ze szkolną ławą zostają tutaj połączone z nowoczesnymi środkami multimedialnymi. Dostajemy spektakl wielce atrakcyjny wizualnie, który pokazuje, że XIX-wieczna poezja lubi eksperymenty. Może się on podobać nie tylko zapatrzonej w technologiczny postęp młodzieży, ale też wszystkim, którzy lubią niekonwencjonalne posunięcia w teatrze. Łamiące schematy i przekraczające granice. Twórcy "Ballad i romansów" przekraczają je umiejętnie co i rusz.
Lalki, "Monty Python" i galeria handlowa
Poeta z kamerą filmową to bowiem nie jedyne niecodzienne realizacyjne rozwiązanie Bogusława Semotiuka. Po onirycznym, nieco nudnawym otwarciu śmiejemy się przy balladzie "Panicz i dziewczyna", w której swoim komediowym talentem bawią Agnieszka Możejko i Piotr Półtorak. Ci, którym mało, mogą nacieszyć oko lalkową wersją utworu. Wyświetloną na ekranach w postaci kilkuminutowej animacji. W jej finale widzimy też Piwnicę Lalek BTL-u. Sprytnie wpleciono ten animowany fragment. Będzie ich więcej (zrealizował je Mateusz Gudel, uczeń Liceum Plastycznego w Supraślu, piosenki napisał Tadeusz Woźniak) i zawsze bez uszczerbku dla płynnego przebiegu przedstawienia. Chylę czoła dla tego pomysłu i jego realizacji. Siedząc w fotelu, zastanawiamy się: jakie jeszcze niespodzianki nas czekają?
Po nieco patetycznej wersji "Lilij" dostajemy kolejny wideoclip. Na szczęście kompletne przeciwieństwo oryginału. To aktorska opowieść utrzymana w "montypythonowskiej" stylistyce. Brawo! Na finał "Czaty" z parą kochanków, w których również wcielają się Możejko i Półtorak. Rzucają się w wir tańca w Pałacyku Gościnnym i w wir zakupów w galerii Alfa. Wszystko oczywiście w teatralnych kostiumach. Przesada? Raczej zabawa konwencją i igranie z często stawianym na piedestale romantycznym poetą.
Spektakl "Ballady i romanse" można obejrzeć w Węgierce od 16 do 19 lutego oraz 23 i 24 lutego o godz. 10 na dużej scenie. Bilety kosztują 20 zł (normalny) i 14 zł (ulgowy).