Okres letni zagoił rany, ale nie na długo
Branża gastronomiczna przeżywa aktualnie trudny okres. Pierwszy wiosenny lockdown, wywołany pandemią koronawirusa odcisnął piętno na wielu restauratorach. Teraz podczas kolejnego zamknięcia, obawiają się, że tym razem się nie podniosą.
- Pierwszy lockdown spowodował ogromne straty finansowe z których ledwo się wygrzebaliśmy. Okres letni pozwolił nam lekko zaleczyć rany, troszeczkę podreperować budżety i kilka dni temu spotkał nas drugi lockdown – powiedział Tomasz Skurski, właściciel ośrodka „Pięć Dębów” w Supraślu.
Restauratorzy oczekują od rządu przede wszystkim konkretnego planu i rozwiązań, a nie "decyzji podejmowanych z piątku na sobotę".
- Nie mamy już oszczędności, ponieważ zostały one spożytkowane podczas pierwszego lockdownu. Potrzebujemy pomocy przy utrzymaniu pracowników, przede wszystkim ZUS i dofinansowanie wypłat pracowników, gdyż przez pół roku wygląda na to, że będziemy musieli ich utrzymywać z własnej kieszeni – dodał Tomasz Skurski.
"Do życia potrzebna jest praca"
Poza wsparciem od rządu, branża gastronomiczna chciałaby uzyskać również pomoc od władz lokalnych m.in. zmniejszyć wysokość czynszu wynajmowanych lokali i koncesji na alkohol.
- Liczymy, że pozostałe branże, które współpracują z gastronomią po prostu się z nami zjednoczą. Nam najbardziej do życia potrzebna jest praca, my byśmy nie prosili o jakiekolwiek datki i dofinansowania, my po prostu chcemy pracować. A w momencie, gdy ktoś uniemożliwia nam pracę chcemy, żeby ktoś pomógł nam ten czas przetrwać - mówiła Urszula Olechno, właścicielka Koku Sushi w Białymstoku.
Protestujący uważają, że rząd uderzając w nich - pociągnął za sobą w dół wiele innych przedsiębiorców.
- Branża gastronomiczna to nie są tylko restauracje, to są domy weselne, to są hotele, kamerzyści, DJ-e, florystki, kosmetyczki, fryzjerzy, dostawcy chemii, opakowań jednorazowych. Rząd blokując całkowicie nas, zablokował też innych – informuje Anna Narel, współwłaścicielka dwóch białostockich hoteli Traugutta3 i Podlasie.
Spacer branży gastro
Osoby z branży gastronomicznej chcą, aby ich spacer był pokojowy i „bez wulgaryzmów i chuligańskich zagrywek”.
- Wychodzimy na ulicę, nie będziemy się bić, nie będziemy walczyć z policją czy z żandarmerią. My po prostu chcemy pokazać wszystkim, że jest bardzo źle. Jeżeli tak dalej pójdzie, to nasza słynna kuchnia podlaska będzie tylko w podręcznikach, bo my do przyszłego sezonu w takich warunkach nie przetrwamy - mówił właściciel ośrodka "Pięć Dębów". - Ja jestem tak zdesperowany, że wezmę swoją rodzinę i wyjdę na ulicę. Będę miał w ręku miskę i łyżkę i będę w tę miskę uderzał i krzyczał, że tonę. Nigdy tego nie robiłem, ale mój własny rząd doprowadził do takiej sytuacji - dodał.
Spacer odbędzie się 31 października o godz. 12 na Rynku Kościuszki w Białymstoku. Zobacz: Ostatnia Wieczerza już w tę sobotę.
malwina.witkowska@bialystokonline.pl