Sprawa dotyczy okresu od listopada 2011 roku do sierpnia 2012 roku. Wtedy właśnie 34-letni Kamil Ch. prowadził firmę o profilu usługowo-handlowym. Oskarżony mógł udzielać klientom pożyczek i kredytów. W praktyce wyglądało to tak, że mężczyzna przyjmował od swoich klientów po kilkadziesiąt tysięcy złotych i inwestował pieniądze na giełdzie. Ludziom obiecywał zyski do nawet 3 proc., czego nie ma w żadnym banku. Pieniądze udawało się pomnażać i wracały one do klientów. Niestety taką działalność w Polsce mogą prowadzić jedynie banki, które posiadają odpowiednie zezwolenia Komisji Nadzoru Finansowego. Kamil Ch. nie posiadał takich dokumentów.
- Klienci nie byli też informowani o ryzyku finansowym, jaki wiązał się z podejmowaną inwestycją – mówi Adam Kozub, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
Sprawa wyszła na jaw, bo działalnością Kamila Ch. zaczął interesować się Urząd Komisji Nadzoru Finansowego. To on właśnie złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.
Na ławie oskarżonych zasiądzie również kolega 34-latka Paweł L. Mężczyzna pomagał Kamilowi Ch. w wyszukiwaniu klientów oraz zacieraniu śladów przestępstwa (umowy inwestycyjne zostały szybko zamienione na umowy pożyczki).
Podejrzani nie przyznali się do winy. Kamilowi Ch. grożą aż trzy lata więzienia i 5 mln zł grzywny. Żaden z mężczyzn nie był wcześniej karany.
lukasz.w@bialystokonline.pl