Mont Blanc. Sierpień 2003fot. G. Gawryluk
Koniec końców po 11.5 h doszliśmy do campingu. Już nawet nie rozkładaliśmy namiotu tylko legliśmy "pod chmurką". Następnego dnia spakowaliśmy się i pojechaliśmy do... nie, nie do Polski, ale to już inna historia.
Jak widać nie było dane nam zdobycie szczytu. Nie chcieliśmy jednak ryzykować zdrowia czy nawet życia. Nie mogliśmy zostać kolejnego dnia czekając na atak. Pomijając zwykłe wyczerpanie spotęgowane wysokością, to skończył nam się gaz (patrz - woda, jedzenie) precyzyjnie wyliczony na atak + jeden dzień w zapasie. Zdobyte doświadczenie wykorzystamy przy następnej wyprawie, a Mont Blanc bynajmniej nie odpuszczamy sobie.
Koniec końców po 11.5 h doszliśmy do campingu. Już nawet nie rozkładaliśmy namiotu tylko legliśmy "pod chmurką". Następnego dnia spakowaliśmy się i pojechaliśmy do... nie, nie do Polski, ale to już inna historia.
Jak widać nie było dane nam zdobycie szczytu. Nie chcieliśmy jednak ryzykować zdrowia czy nawet życia. Nie mogliśmy zostać kolejnego dnia czekając na atak. Pomijając zwykłe wyczerpanie spotęgowane wysokością, to skończył nam się gaz (patrz - woda, jedzenie) precyzyjnie wyliczony na atak + jeden dzień w zapasie. Zdobyte doświadczenie wykorzystamy przy następnej wyprawie, a Mont Blanc bynajmniej nie odpuszczamy sobie.