Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej zostało sprywatyzowane w 2014 roku. Udziały od miasta wykupiła spółka Skarbu Państwa Enea Wytwarzanie. Za 85% akcji zapłacono wówczas 260 mln zł, ale nabywca zobowiązał się również do zapłacenia za udziały, których nie zdecydują się wykupić ówcześni lub byli pracownicy MPEC. Ta tzw. resztówka to dodatkowe 30 mln zł.
Prezydent na zakończenie
Pieniądze miały trafić do miejskiej kasy w styczniu zeszłego roku. Od tamtej pory jednak Enea nie przelała ani złotówki. Miasto występowało na ugodową drogę sądową, Tadeusz Truskolaski zwracał się do ówczesnej premier Beaty Szydło z prośbą o interwencję, ale nic nie przyniosło skutku. Zdecydowano się więc na złożenie pozwu.
Sprawa przed Sądem Okręgowym w Białymstoku toczy się od jakiegoś czasu i zbliża się do końca. We środę (1.08) jako ostatni, w charakterze strony, został przesłuchany prezydent Truskolaski.
- To był mój pomysł autorski, żeby sprzedać spółkę miejską z uwagi na to, że miasto potrzebowało środków na inwestycję, a w szczególności wkładów własnych do inwestycji, które miały być dofinansowane ze środków unijnych - mówił przed sądem Tadeusz Truskolaski. - Od początku chcieliśmy zbyć 100% udziałów, ponieważ w innym wypadku, mogłoby to mieć wpływ na uzyskaną cenę.
Nie zrozumieli się
Cały spór rozbija się o rozumienie pojęcia resztówki. Miasto od początku stało na stanowisku, że będzie to różnica, która zostanie po wykupieniu udziałów przez pracowników z przeznaczonych dla nich puli, która wynosiła 15% puli wszystkich akcji, co było zgodne z Ustawą o prywatyzacji. W liczbach bezwzględnych było to ponad 196 tys. udziałów. Problem polega jednak na tym, że osoby, które były uprawnione do wykupu akcji mogły nabyć zaledwie ok. 75 tys. Prezydent zeznał, że kwestia tej rozbieżności, z tego co pamięta, pojawiła się dopiero po podpisaniu umowy z Eneą.
- W momencie podpisywania zarządzeń nie miałem świadomości, ilu pracowników może objąć udziały – przyznał Tadeusz Truskolaski. - Zakładałem, że całe 15% może być przekazane pracownikom.
Przedstawiciele Enei są z kolei zdania, że od początku negocjacji przedstawiciele spółki stali na stanowisku, żeby resztówka była wyliczana od ilości udziałów, do której uprawnieni są pracownicy. Nie wierzą również, że gmina nie wiedziała, ile udziałów będzie można zaoferować pracownikom.
- Jest tu oczywiście pewien margines błędu, ale ten margines nie może polegać na tym, że tworzy się rezerwę o ponad 200% większą, niż to co może być zaoferowane pracownikom – mówił mecenas Krzysztof Gotkowicz, reprezentujący Enea Wytwarzanie.
Prezydent argumentował jednak, że warunkiem podpisania umowy było objęcie wykupu udziałów z resztówki gwarancją korporacyjną, na którą Enea przeznaczyła 50 mln zł, co oznaczało, że była ona gotowa na wykupienie wszystkich udziałów, ze wspomnianych 15%.
- To nas utwierdzało w przekonaniu, że tak samo rozumiemy pojęcie resztówki ze spółką Eneą Wytwarzanie. Zmiany nastąpiły dopiero potem, jak nastąpiły w zarządzie spółki - przypomina prezydent.
Temperatura nie spada, zmienia się źródło ciepła
Wyrok w tej sprawie sąd ogłosi 14 sierpnia. Nie będzie on oczywiście prawomocny, więc niezależnie od rezultatu można się spodziewać kolejnych odsłon.
Od samego początku sprzedaż MPEC budziła wiele kontrowersji. Dużo osób było przeciwnych prywatyzacji przedsiębiorstwa. Nie tylko jego pracownicy, ale też mieszkańcy, którzy obawiali się zmiany stawek za ciepło. Doprowadzono nawet do referendum w tej sprawie, które jednak okazało się nieudane, ponieważ nie było odpowiedniej frekwencji.
Przeciw była także część lokalnych polityków. Najgłośniej protestowali wówczas działacze Prawa i Sprawiedliwości. Władze Białegostoku w obecnym konflikcie z Eneą dopatrują się podłoża politycznego. Problemy rozpoczęły się bowiem przez przejęcie władzy właśnie przez PiS. Nie od dzisiaj wiadomo, że akurat Tadeuszowi Truskolaskiemu, popieranemu otwarcie przez Platformę i Nowoczesną, nigdy nie było po drodze z tym ugrupowaniem.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl