Wszyscy na wszystkim znamy się najlepiej. Przy każdym rodzinnym obiedzie, w każdej zdrowej rodzinie, wybucha fachowa dyskusja o polityce, religii, budownictwie, inwestowaniu na giełdzie. Każdy jest specjalistą. A już w kwestii sześciolatków w szkole - na pewno.
W życiu jest tak, że ktoś decyduje. I decyduje za nas. Decyduje, ile możesz jechać na godzinę, o której zapalają się i gasną latarnie. Ktoś zdecydował, że mleko ma 1,5% albo 3,2%. Nie ma mleka 4% albo 1,7%. Ktoś zdecydował, kiedy pójdziesz na emeryturę, i zdecydował, kiedy Twoje dziecko pójdzie do szkoły. Taki świat.
Dziś wiele sześciolatków idzie do szkoły. Takie małe, przestraszone, ramię w ramię z misiem ruszają w tę dżunglę - w tę dzicz. Wiele z nich już dziś zsika się w nocy. Wiele nie przetrwa pierwszych dni walki o miejsce przed salą. Niektóre będą przez całą długą przerwę wiązać sznurowadło i nie zjedzą śniadania. Najsłabsze polegną na pierwszym półpiętrze - przygniecione tornistrem. Taki świat.
Matko, ojcze sześciolatka - musicie być gotowi na konfrontację z rzeczywistością. Na to, że mały bohater wróci do domu pokonany przez szkolną "falę". I będzie płacz. Ale jaką masz gwarancję, że za rok będzie inaczej? Jaką, wy wszyscy "fachowcy" od psychologii, pedagogiki, od zachowań sześciolatków, dajecie gwarancję, że siedmiolatek będzie odporny na ten stres, harmider, na ciężar plecaka?
Wszyscy na wszystkim znamy się najlepiej. Na dzieciach też. Pytam - czy nie ma siedmiolatka, który boi się szkoły? Czy nie ma ośmio, dziewięciolatków emocjonalnie niedojrzałych do pracy w grupie i do funkcjonowania między rówieśnikami? Co pozwala Wam wszystkim sądzić, że akurat sześciolatki są za małe?
Chcemy decydować. To decydujmy. Niech każdy decyduje, o której zaczyna pracę, jak szybko jeździ po mieście, który dzień jest weekendem i ile można wypić, zanim wsiądzie się za kółko. Decydujmy, w jakim wieku poślemy swoje dziecko do tego przybytku edukacyjnej rozpusty. Gwarantuję, że będą mamuśki, które do pełnoletności przetrzymają szkraba pod spódnicą.
W życiu bywają pewne ramy, którym musimy się podporządkowywać. Są one bardziej lub mniej do przyjęcia. Bywają kuriozalne. Tylko że czasem to "kuriozum" jest bardzo subiektywne i nie każdy widzi je tak samo. Chcemy zapewnić naszym maluchom jak najlepszą przyszłość. Ale to niekoniecznie oznacza ukrywanie ich przed światem i chronienie przed życiem. Ja nie widzę tu żadnej tragedii. Ja mam inne zdanie.
Zapraszamy do dyskusji na Facebooku.
24@bialystokonline.pl