Lekarka z zarzutami
15 lipca 2010 r. w Białymstoku Jolanta P., będąc zatrudnioną w ZOZ Wojewódzkiej Stacji
Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku jako lekarz w zespole karetki pogotowia S4, działając nieumyślnie, podczas wykonywania czynności medycznych u pacjenta nie zachowała należytej ostrożności.
Kobieta w rozpoznaniu choroby pominęła wynik zapisu EKG, który wskazywał na możliwość niedokrwienia mięśnia sercowego i uwzględniając wyłącznie ewentualne skutki nadciśnienia tętniczego, nie przewiozła mężczyzny do szpitala, by tam mógł być dalej diagnozowany. W ten sposób naraziła Daniela K. na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Ostatecznie mężczyzna zmarł.
Wyrok i apelacje
Sąd pierwszej instancji uniewinnił oskarżoną od zarzucanego jej czynu. Z takim wyrokiem nie zgodził się oskarżyciel publiczny i oskarżyciel posiłkowy (osoba z rodziny zmarłego). Złożyli oni apelacje w tej sprawie.
Chcą uchylenia i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania, a także 30 tys. zł nawiązki na rzecz rodziny zmarłego. Powołują się na to, że jeden z biegłych wydających opinię w sprawie przyznał, że współpracuje z oskarżoną i zna ją od 30 lat. Miał on się także nie zapoznać z całością akt.
Zdaniem oskarżycieli, którzy przytoczyli opinię innego z biegłych, zapis EKG był nieprawidłowy i należało Daniela K. dalej diagnozować. Tym bardziej, że kolejne badanie mogło być wykonane w domu pacjenta. Zarówno zakład medycyny sądowej, jak i dwaj inni biegli wskazali, że konieczne było przewiezienie pacjenta do szpitala, co mogło uchronić go przed śmiercią. Należało wówczas wykonać nie tylko EKG, ale też m.in. badania krwi. Chory miał nadciśnienie tętnicze, gorączkę, nietypowy oddech i odczuwał ból w klatce piersiowej. Podanie leku było w tym przypadku niewystarczające.
Obrona natomiast chce oddalenia apelacji. Jej zdaniem żaden z biegłych nie wskazał jednoznacznie, że zaistniała wtedy konieczność hospitalizacji pacjenta. Obrona twierdzi, że objawy wskazywały neuralgię a nie zawał. Argumentuje to tym, że pacjent zareagował na podany lek przeciwbólowy (Ketonal) i zasnął. Obrońcy przed sądem mówili, że samo przewiezienie do szpitala nie oznacza, że tam dojdzie do skutecznej diagnostyki. Natomiast przyczyny śmierci nigdy nie zostaną ustalone, ponieważ nie było sekcji zwłok i protokołu, który opisywałby mechanizm zgonu.
- Moje postępowanie było właściwe. Gdybym ponownie była w takiej samej sytuacji, postąpiłabym w ten sam sposób. Uczciwie podeszłam do pacjenta. Przykro mi, że pacjent nie żyje. Nie wiem, co się stało – mówiła Jolanta P. podczas rozprawy apelacyjnej.
Ze względu na zawiłość sprawy, sąd odroczył ogłoszenie wyroku do 29 grudnia.
dorota.marianska@bialystokonline.pl