Katarzyna M. jest oskarżona o fałszowanie dat wykonania świadczeń w dokumentacji medycznej pacjentów prowadzonej przez nią niepublicznej przychodni w Bielsku Podlaskim. Na podstawie tych dokumentów miała ona wystawiać faktury za przeprowadzone świadczenia dla Narodowego Funduszu Zdrowia, z którym przychodnia miała podpisaną umowę. Część z nich w ogóle miała nie zostać wykonana, ale oczywiście były one refundowane. Takich sytuacji miało być około 40.
Sąd pierwszej instancji w Bielsku Podlaskim uniewinnił ją od wszystkich zarzuconych czynów, jednak prokuratura wniosła o ponowne rozpatrzenie sprawy przez sąd okręgowy w Białymstoku.
Nie wszyscy świadkowie zapomnieli
Podczas rozprawy, która odbyła się we wtorek (28.02), oskarżyciel argumentował, że sąd I instancji rozpatrywał tę sprawę pod kątem tego, czy daty świadczeń były zgodne z prawdą i czy NFZ wypłacił pieniądze za świadczenia, jednak w ocenie prokuratury materiał dowodowy został potraktowany jednostronnie.
- Oceniając zeznania świadków, które z oczywistych względów, biorąc pod uwagę czas popełnienia przestępstw i fakt, że byli to ludzie schorowani, mogły być niepełne, ponieważ nie pamiętali. Jednak nie wszyscy. Jest bowiem grupa świadków, z których zeznań wynika jednoznacznie, że procedury medyczne zostały udzielone w innym w dniu niż zostało to zapisane w rozliczeniu przekazanym dla NFZ - mówiła prokurator.
Jako przykład podawała kobietę, która podczas domniemanej wizyty była w podróży służbowej, a w przychodni była tylko raz. Takich świadków ma być więcej, co ma dowodzić, że nie można tego nazwać tylko pomyłką. Także z zeznań pracownic przychodni ma wynikać, że dostały one polecenie rozpisania świadczeń na kilka dni, tak aby NFZ za nie zapłacił.
Podkreślone zostało również to, że podczas pierwszego procesu nie wezwano biegłego, który byłyby w stanie stwierdzić, czy dałoby się sprawdzić w programie, kiedy dane zostały wpisane i czy była możliwość, żeby zostały zmienione.
Oszustwo czy brak nadzoru
Obrona argumentowała, że zarzuty prokuratury odnoszą się głównie do pracy sądu I instancji, ale jest to niezasadne, ponieważ sprawa była zamykana i otwierana czterokrotnie, co ma świadczyć o tym, że została ona dogłębnie zbadana. Obrona argumentowała również, że papiery wypełniały pracownice, a po otrzymaniu aktu oskarżenia Katarzyna M., sadząc, że jest to wynik pomyłki, wyrównała szkody poniesione przez NFZ.
- Czy można przypisać winę komuś, nie stawiając przy tym zarzutu błędu w nadzorze? - pytała retorycznie mecenas broniąca Katarzyny M. - To byłaby prawidłowa kwalifikacja tego czynu – dodawała.
Przy paru tysiącach pacjentów rocznie, zdaniem obrony, kilkadziesiąt takich pomyłek nie jest niemożliwe.
Ostatecznie sędzia Dariusz Gąsowski postanowił uchylić zaskarżony wyrok i odesłać do ponownego rozpatrzenia do sądu I instancji.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl