Skrzypczak nie ma partnera
Sezon 2023/2024 był dla kibiców Jagi pasmem niekończących się sukcesów. Żółto-Czerwoni nie tylko awansowali do półfinału Pucharu Polski i zostali mistrzami kraju, ale też grali efektowną dla oka piłkę nazywaną przez niemal wszystkich najlepszą w kraju. Batalia 2024/2025 również rozpoczęła się dla Dumy Podlasia wyśmienicie, bo ekipa trenowana przez Adriana Siemieńca, licząc wszystkie rozgrywki, zwyciężyła pięć spotkań z rzędu, lecz później nastąpiła zniżka formy i to zniżka bardzo wyraźna. Jagiellonia przegrała 1:5 dwumecz z Bodo/Glimt i otrzymała lanie na własnym stadionie od Ajaxu Amsterdam (wynik 1:4), ale najbardziej bolały jednak porażki w lidze. Najpierw Żółto-Czerwoni polegli 2:4 z Cracovią, po czym 3:1 mistrzów Polski pokonał beniaminek z Katowic.
Najsłabszym punktem Dumy Podlasia jest gra w defensywie, o czym świadczy 15 straconych goli w czterech ostatnich pojedynkach. Linia obrony nawet w mistrzowskim sezonie wcale nie była mocną stroną białostoczan, ale wtedy ta formacja wpadki popełniała tylko od czasu do czasu. Teraz katastrofalne błędy w obronie są jednak na porządku dziennym, a największy regres formy zanotował Adrian Dieguez, który stał się tak elektryczny, że swoimi boiskowymi poczynaniami mógłby oświetlić sporych rozmiarów miasteczko. Niestety Adrian Siemieniec w zasadzie skazany jest na Hiszpana, bo jego zmiennik, a więc Jetmir Haliti, także popełnia błąd za błędem. Punktem kulminacyjnym złych decyzji 27-latka była sytuacja, która wydarzyła się w 2. minucie wyjazdowego starcia z GKS-em Katowice. Wtedy to Haliti, zamiast przy pressingu rywala wybić futbolówkę daleko przed siebie, podał ją we własnej szesnastce pod nogi Bartosza Nowaka, co skończyło się golem strzelonym przez Adriana Błąda. Białostoccy kibice po przegranym starciu postanowili zażartować z Kosowianina i w głosowaniu wybrali go na piłkarza meczu.
Znakomitym atakiem wszystkich wad się nie przykryje
W Katowicach, zwłaszcza w drugiej połowie, widać było, że zawodnicy Dumy Podlasia nie zdążyli się w pełni zregenerować po domowym starciu z Ajaxem, co nie jest dobrym prognostykiem przed rewanżowym spotkaniem IV rundy eliminacji Ligi Europy. Jaga ma bowiem w nogach kolejne 90 minut rywalizacji, a tymczasem Holendrzy, którzy na własnym terenie nie zwykli przegrywać, w weekend odpoczywali. Na domiar złego problemy zdrowotne dopadły Tarasa Romanczuka. Kapitan Jagiellonii nie znalazł się w kadrze na pojedynek z GieKSą, ale do Amsterdamu na szczęście pojechał. Romanczuk na przedmeczowej konferencji prasowej zdradził jednak, że jego występ od pierwszej minuty jest raczej wykluczony.
- Przed nami dwa mecze przed reprezentacyjną przerwą. Przede wszystkim musimy nie tracić po czterech bramek na mecz. Jesteśmy znani z ataku, zawsze strzelamy gola, ale trudno jest strzelić ich aż pięć. Musimy lepiej bronić w niskiej, ale i wysokiej obronie oraz skorygować niektóre rzeczy w ataku. Straciliśmy cel, po co zapraszamy przeciwnika do pressingu. Chodzi w tym przecież o otwieranie gry, a później strzelanie goli i wygrywanie. Na boisku, pod dużą presją, czasem się o tym zapomina. Nasz sposób gry w takim okresie jest tym bardziej wymagający, ale wierzę, że to nie będzie mityczne wyciąganie wniosków, tylko faktycznie to wszystko skorygujemy na boisku. Celem gry w ataku nie jest posiadanie piłki, tylko strzelanie bramek - powiedział przed czwartkową potyczką Adrian Siemieniec, szkoleniowiec Dumy Podlasia.
Rewanżowy pojedynek pomiędzy Ajaxem a Jagiellonią poprowadzi Włoch Maurizio Mariani. Jego asystentami będą Daniele Bindoni i Alberto Tegoni, a sędzią technicznym Antonio Giua. Obsługą systemu VAR zajmą się z kolei Daniele Chiffi i Matteo Gariglio.
Jeżeli Jagiellonia nie odrobi w Amsterdamie strat z pierwszego spotkania, to Żółto-Czerwoni jesienią będą grać w fazie ligowej Ligi Konferencji. Występy w tych rozgrywkach zapewniło pokonanie litewskiego FK Panevezys.
rafal.zuk@bialystokonline.pl