Przed sądem zeznawało trzech świadków: dyżurny ruchu, nastawniczy i zastępca dyrektora do spraw technicznych PKP. Oskarżeni nie pojawili się na sali sądowej. Z ich opinii wynika, że na semaforze był wyświetlony znak stop i najprawdopodobniej maszynista go zignorował i to stało się przyczyną katastrofy.
Przypomnijmy, że do tragicznego zdarzenia doszło w listopadzie 2010 roku niedaleko jednego z białostockich tuneli. Wtedy właśnie skład 32 cystern z substancjami ropopochodnymi zderzył się z pociągiem towarowym, który przewoził złom i miał kilka cystern. Pociągi jechały sąsiednimi torami, jednak podczas mijania się składy zahaczyły o siebie i doszło do wykolejenia. W wyniku tego kilkanaście cystern się zapaliło. Prowadzący maszyniści odnieśli tylko lekkie rany. Akcja gaśnicza straży pożarnej trwała przez kilka godzin. Straty materialne oszacowano na ponad 20 mln zł.
W sprawie szybko powołano komisję badającą przyczyny wypadku. Jak ustalili śledczy, wina leżała po stronie maszynistów, którzy prowadzili pociąg z cysternami. Mieli oni zignorować sygnał z semafora, który nakazywał zatrzymanie. Stąd też na ławie oskarżonych zasiedli maszyniści z Torunia. Początkowo na etapie śledztwa mężczyźni przyznali się do winy. Teraz jednak wszystkiemu zaprzeczają i twierdzą, że urządzenia nie dawały znaków do zatrzymania. Mężczyźni odmówili składania wyjaśnień.
lukasz.w@bialystokonline.pl