5-letnia dziewczynka jest bardzo chora
Martynka, gdy miała 5 lat, zachorowała na nowotwór, najgroźniejszy, jaki jest – glejak pniaka mózgu. Choroba, jak to się często zdarza, objawiała się dość niepozornie. Najpierw dziecko każdego ranka wpadało w histerię, którą ciężko było opanować. Większość czynności zaczęło też wykonywać znacznie wolniej.
Wszystko to zbiegło się z pojawieniem się rodzeństwa Martynki i to właśnie na to zwalano dziwne jej zachowanie. Wiadomo – nowy członek rodziny często wiąże się z silnym stresem. Jej mama czuła jednak, że dzieje się coś złego. I intuicja jej nie zawiodła, jednak diagnoza okazała się tragiczna dla całej rodziny – glejak mózgu. Natychmiast podjęto leczenie, jednak guz wciąż się powiększał. Pojawiły się problemy z mówieniem, lęk przestrzeni, niedowład prawej strony ciała, zaburzenia przestrzeni – objawy neurologiczne były fatalne.
- Gdy się słyszy, że szanse są zerowe, że guz jest całkowicie nieoperacyjny, że nawet biopsja jest zagrożeniem życia, że zostało 8-12 miesięcy życia... – nie ma gorszych emocji. Nie ma dnia bez bólu, rozpaczy, wściekłości i gniewu. Nie ma godziny bez bezsilności, nie ma minuty bez strachu o życie ukochanego dziecka. I nie ma sekundy bez wiary, że naszej córeczce uda się wyzdrowieć. Odkąd jesteśmy tu, w Meksyku, wierzymy w to coraz mocniej. Widzimy pełne nadziei oczy Martynki i wiemy, że nie możemy ich zawieść – opowiadają rodzice Martynki.
Szansę na wyzdrowienie daje leczenie w Meksyku
Na początku wielu lekarzy nie dawało dziewczynce szans i nie chciało podjąć się leczenia. Rodzice dotarli do kliniki - Instituto de Oncología Intervencionista w Monterrey w Meksyku, która specjalizuje się w leczeniu guzów DIPG. Wszystko wiązało się z ogromnymi kosztami.
- Za nami radioterapia, dziesiąty zabieg w dalekim kraju, kilkanaście badań rezonansem, ponad 200 tysięcy kilometrów w podróży. Dużo, jak na dziecko, które wybiera się dopiero do zerówki. Odpowiedź na leczenie jest jednak bardzo dobra. 26 sierpnia córeczka skończyła 6 lat. Przy diagnozie DIPG jeszcze rok temu nie mogliśmy mieć pewności, że będzie nam dane razem świętować jej urodziny. Dziś, dzięki leczeniu w Meksyku, Martynka wciąż jest z nami, dlatego nie możemy go przerwać. Bez niego wszystko stracimy i cały poniesiony do tej pory trud pójdzie na marne – informują rodzice.
Aby terapia była jeszcze skuteczniejsza, dołączono do niej lek, który jest objęty badaniami klinicznymi w USA, który także zwiększa szansę na pokonanie nowotworu. Jednak to wiąże się z kolejnymi wydatkami.
Leczenie działa - potrzebne są jednak pieniądze
Jedno jest pewne – podjęte leczenie działa, przynosi już pierwsze efekty. Szansa na wyzdrowienie dziewczynki jest więc coraz większa. Dlatego nie wolno go przerwać. A aby tak się nie stało – potrzebne jest wsparcie finansowe.
- Nie sposób opisać, jak wiele wysiłku nas to wszystko kosztuje, jak wiele trudu, bólu i cierpienia musi znieść nasze dziecko, ale nadzieja i wiara trzymają nas przy myśli, że się uda, a miłość nigdy nie pozwoli odpuścić. Musimy zrobić wszystko, by wyrwać ją z objęć choroby. Raz jeszcze z całego serca Was prosimy – pomóżcie nam zostać tam, gdzie znaleźliśmy ratunek apelują rodzice Martynki.
Pieniądze można wpłacać na specjalne konto, więcej informacji tutaj: Tylko z Wami możemy uciec przed śmiercią. Trwa walka o życie Martynki!
justyna.f@bialystokonline.pl