Po raz pierwszy zorganizowano go na nowym placu miejskim - z drugiej niż zazwyczaj strony Ratusza. Ponad stu wystawców zjechało z Podlasia, Kurpii, Warmii, Kaszub, a nawet Białorusi i Litwy.
Państwo Baranowscy przyjechali z Wilna z własnoręcznie zrobionymi palmami. - Główny wykonawca to żona - przyznaje Zygmunt Baranowski. - Ja tylko czasem pomagam. Sami siejemy kwiaty i trawy. Trzeba wiedzieć, kiedy je zebrać i jak suszyć. Potem dobrać odpowiednią gamę kolorów do każdej palmy. - Małą robi się w 20 minut, na dużą to już potrzeba koło godziny - opowiada pani Felicja. - To ciężka praca. Jest duże stężenie pyłków i trzeba zakładać maseczkę - dodaje pan Zygmunt.
Oprócz najliczniejszych stoisk z palmami na wielu można było wybierać pisanki. - Stosuję techniki naszych babć - malowanie, woskowanie, ale lubię też nowości - przyznaje Irena Tarasewicz, która przyjechała z Kowali Oleckich. Na co dzień zajmuje się malarstwem, wykonywanie pisanek to jej dodatkowe zajęcie. Wszystkie zrobione są z gęsich jaj kupowanych na fermie, potem oczyszczanych. - Czasem na jajko potrzeba 10 minut, a czasem i 2 godziny. Każdy wzór jest inny. Największym powodzeniem cieszą się te, które opiewają wiosnę i grają kolorami - mówi. Jest zadowolona z jarmarków w naszym mieście. - Białystok jest bardzo otwarty. Przyjeżdżamy tu od czterech lat.
Nie brakowało też cukrowych baranków, ręcznie tkanych obrusów, wiklinowych koszyczków i tradycyjnego jadła. Kolejki ustawiały się po swojskie wędliny, obwarzanki i tatarskie specjały z Kruszynian. Dopisała również pogoda, która przyciągnęła wielu spacerowiczów. Niemal każdy wracał z jarmarku z kolorową palmą, papierowymi kwiatami czy bochenkiem chleba w ręku.
Kliknij tutaj aby obejrzeć zdjęcia.