Powtórka z rozrywki Mamrota
Jeżeli za kilkanaście tygodni ktoś zapyta piłkarzy Jagiellonii, który mecz sezonu 2017/2018 wspominają najlepiej, to zapewne nikt nie pomyśli o efektownym triumfie nad Legią czy zdeklasowaniu Lechii Gdańsk. Wszyscy wskażą domowy pojedynek z Arką Gdynia, w którym to wicemistrzowie Polski trafili z piekła do nieba. Jeszcze w 93. minucie goście prowadzili 2:1, ale bramki Burligi i Wójcickiego w ostatnich sekundach rywalizacji sprawiły, że to Duma Podlasia sięgnęła po trzy oczka. Jak się okazuje podobną sytuację Ireneusz Mamrot przeżył już w swojej trenerskiej karierze. I to nie raz.
- Taką sytuację przeżyłem dwukrotnie w Chrobrym, w meczach z Sandecją. Raz było to w drugą stronę, gdy w 90. minucie prowadziliśmy 1:0, a przegraliśmy 1:2, a rok później sytuacja się odwróciła. Przegrywaliśmy 0:1, a wygraliśmy mecz 2:1 - zdradził historię swoich I-ligowych gier Ireneusz Mamrot.
Kto wie, czy fenomenalny finisz Jagi w starciu przeciwko Arce nie okaże się kluczowy w kontekście walki o mistrzowski tytuł. Na pewno jednak spowoduje, że przerwę reprezentacyjną zawodnicy Dumy Podlasia spędzą na fotelu lidera i w bardzo dobrych humorach.
- Po takim zwycięstwie świętowanie smakowało najlepiej w tym sezonie. Nie ma co ukrywać, że nawet bardziej niż w tych meczach z czołówką. Okoliczności tego zwycięstwa spowodowały dużą euforię i widać było to po trzeciej bramce, gdy na ławce chyba nikt nie został. Radość drużyny, całego sztabu i wszystkich była ogromna. W tę przerwę wejdziemy z czystymi głowami, bo po porażce z Lechem 1:5, gdybyśmy dzisiaj przegrali, to domyślam się, co by spadło na zespół. Ja wiedziałem od początku, że my dzisiaj dobrze gramy, a ocena meczu przy porażce byłaby zupełnie inna. Wynik zawsze to powoduje - powiedział na pomeczowej konferencji Ireneusz Mamrot.
Samo życie
W o wiele gorszym nastroju w rozmowie z dziennikarzami był szkoleniowiec rywali, który zaznaczył, że teraz przed Arką bardzo trudny czas.
- Na boisku lidera w 92. minucie wygrywasz 2:1, a po kilku minutach przegrywasz 2:3. To duży cios, po którym szybko nie da się podnieść, ale będzie trzeba. Zaraz przyjeżdża Legia, potem gramy derby i trzeba do tych meczów się przygotować - podsumował sobotni pojedynek Leszek Ojrzyński.
Zdecydowanie ostrzejsze słowa padły z ust jednego z piłkarzy Arki zaraz po końcowym gwizdku sędziego Mariusz Złotka.
- Nie wiem czy to naprawdę się dzieje czy to jakieś żarty. Przegrywamy jak frajerzy. Straciliśmy dwa gole w dwie minuty. Cały mecz się walczy, biega i nagle traci się dwie bramki w taki sposób. Odechciewa się wszystkiego - wygłosił na antenie Canal+ Michał Nalepa, pomocnik gdynian.
Ktoś na Twitterze ładnie napisał, że takiego przebiegu spotkania nie wymyśliłby ani Wajda, ani Vega, ani Kieślowski. Prawda. Takie rzeczy reżyseruje tylko życie i futbol.
rafal.zuk@bialystokonline.pl