Sejneńska prokuratura od kilku dni prowadzi sprawę dotyczącą prac ziemnych na dawnym cmentarzu staroobrzędowców w Białogórach.
Czy właściciele rekreacyjnej działki dopuścił się przestępstwa zbezczeszczenia miejsca spoczynku? On zapewniają, że nie. Prawniczka ich reprezentująca przedstawiła oświadczenie w tej sprawie.
Oaza z dala od epidemii
Rodzina z trójką dzieci kupiła 3 miesiące temu od prywatnej osoby malowniczą nieruchomość nad jeziorem Białym. Miało być to miejsce spokojnego odpoczynku z dala od epidemii koronawirusa.
W momencie zakupu nieruchomości, teren działki był bardzo zaniedbany. Przy jeziorze rosły wysokie krzaki, leżały porozrzucane butelki i puszki po napojach alkoholowych. Były tam wypasane krowy i konie, wcześniej siano zboże.
Od chwili nabycia nieruchomości nowi właściciele zdążyli już oczyścić działkę z karczy, krzaków, starej dzikiej trawy. Zebrali też wierzchnią warstwę humusu i nawieźli czarnoziem. Zaczęli przygotowywać teren, by postawić pergolę oraz piaskownicę i huśtawkę dla dzieci.
Marzenie okazało się koszmarem
Radość z nowej nieruchomości trwała do 14 sierpnia. Tego dnia na działce pojawiła się policja powiadomiona o znalezieniu ludzkich kości.
Właściciele twierdzą, że w większości znajdowały się one na sąsiedniej nieruchomości, na swojej działce wcześniej ich nie widzieli.
- W żadnym momencie wykonywania prac obszar domniemanego cmentarzyska, o którego istnieniu nawet nie mieliśmy pojęcia, nie został naruszony - zapewniają. - Na naszej działce pojawiła się konserwator zabytków z delegatury w Suwałkach, która przekazała nam informację o tym, że przy wjeździe na nieruchomość znajduje się cmentarzysko (w tym miejscu nie były prowadzone żadne prace, prace były prowadzone w innej części działki z dala od tego miejsca), na którym nic nie można robić bez zgody konserwatora. Była to pierwsza i jedyna informacja o potencjalnym cmentarzu zlokalizowanym na naszej działce jaką otrzymaliśmy.
Wina urzędników
Właściciele działki z Białogóry sugerują, że za sytuację odpowiedzialna jest gmina (Białogóry leżą w gminie Giby). To od gminy, na drodze przetargu, w 2012 r. nabył działkę poprzedni właściciel.
- Miała kompletną, czystą dokumentację: pełne media, decyzję o warunkach zabudowy - mówią obecni właściciele. - W księdze wieczystej nie widniały i nie widnieją żadne obciążenia ani roszczenia osób trzecich. W miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego nieruchomość jest przeznaczona na cel rekreacyjno-wypoczynkowy. Nigdzie, w żadnych oficjalnych źródłach ani dokumentach, które sprawdzaliśmy i które otrzymaliśmy nie było żadnej wzmianki o rzekomo istniejącym na działce cmentarzysku. Decyzja o warunkach zabudowy wprost wskazuje: "wymagania dotyczące ochrony dziedzictwa kulturowego – nie istnieją" - oburzają się gospodarze nieruchomości.
Ich zdaniem decyzja o warunkach zabudowy nigdy nie powinna była być wydana, skoro na nieruchomości znajduje się cmentarz.
- Z niewiadomych dla nas przyczyn, decyzja taka, jako urzędowy dokument istnieje w obrocie prawnym. Nie wiemy jakie były podstawy jej wydania. Nie zmienia to jednak faktu, że w momencie zakupu nieruchomości żadne przesłanki nie wskazywały na to, że urzędowy dokument może przedstawiać niezgodne z prawdą informacje - tłumaczą.
Nie kupilibyśmy cmentarza!
Właściciele żalą się, że stali się obiektem nagonki. A wcale nie prowadzą budowy domu, nie wykonali żadnych fundamentów poza obrzeżem pod planowaną małą architekturę ogrodową,
ziemia z terenu działki nie była nigdzie wywożona, a jedynie usunięto odpady budowlane przywiezione wraz z czarnoziemem.
- Do 14 sierpnia 2020 roku nie mieliśmy żadnych informacji o tym, że na naszej działce mógł być kiedyś cmentarz. Gdybyśmy dysponowali taką wiedzą nigdy nie kupilibyśmy takiej nieruchomości - mówią.
ewelina.s@bialystokonline.pl