Zespoły spotkały się dwukrotnie w zeszłym sezonie. W pierwszym pojedynku Lowlanders ostatecznie ulegli 32:35. Ponowne starcie nastąpiło w półfinale, gdzie Seahawks zatriumfowali 35:13. Dlatego w ostatnim boju białostoczanie mieli wielką ochotę na udany rewanż, ale niestety ponownie górą byli Seahawks.
- Widać, że Lowlanders zrobili ogromny postęp. Nasi zawodnicy natomiast musieli wejść w ligowy rytm i w tym pierwszym starciu widać było jeszcze braki w zgraniu. Mieliśmy tylko jeden sparing, więc nie było zbyt wielu okazji do sprawdzenia się w sytuacji meczowej w nowym składzie. Dlatego druga połowa była już zdecydowanie bardziej udana. Ale jest kilka rzeczy do poprawy i będziemy nad tym pracować – podsumował Michał Radelicki, manager Seahawks Gdynia.
- Zabrakło nam dzisiaj konsekwencji. Ten pojedynek trochę mi przypominał zeszłoroczny półfinał. W ofensywie było za mało mocy, a kiedy goniliśmy wynik, straciliśmy kolejne przyłożenie. Przyjechaliśmy, żeby zwyciężyć i w pierwszej połowie szło nam nieźle. Wydawało się, że możemy tego dokonać. Ale po przerwie popełniliśmy o kilka błędów za dużo. Kiedy za przewinienia wypadł linebacker Michael Hall, było bardzo trudno zatrzymywać biegacza Seahawks – Quezadę. A do tego Jastrzębie świetnie wykorzystywały dalekie podania na skrzydła i to sprawiało nam wiele problemów. Szkoda, że przegraliśmy – stwierdził Rafał Bierć, prezes Lowlanders.
Następny mecz Lowlanders rozegrają 10 kwietnia (niedziela). W Białymstoku podejmą drużynę Warsaw Eagles.
blazej.o@bialystokonline.pl