Po zeszłotygodniowej porażce w Gdyni Primacol Lowlanders marzyli o dobrym otwarciu sezonu na własnym terenie. Zadanie nie było łatwe, gdyż przyszło im się zmierzyć z dwukrotnymi mistrzami PLFA, drużyną Warsaw Eagles. W dotychczasowych trzech spotkaniach tych zespołów zawsze górą była ekipa ze stolicy, ale niespełna rok temu w Warszawie Ludzie z nizin przegrali raptem dwoma przyłożeniami.
- Jakby nie było, to historyczny triumf - w końcu pokonaliśmy Eagles. To był jeden z tych meczów, które musieliśmy wygrać, by spokojniej myśleć o play-off. Zgodnie z tegorocznym system rozgrywek, pierwsze trzy miejsca w tabeli dają pewność awansu do półfinału. Wykonaliśmy wielki krok w stronę top-3. Cieszy nasz tak liczna i głośna widownia, pomimo nie najlepszej pogody. Myślę, że odpłaciliśmy naszym fanom dobrą grą - skomentował Rafał Bierć, prezes Primacol Lowlanders Białystok.
Rozczarowania po porażce nie ukrywał szef Eagles.
- Jesteśmy rozczarowani takim wynikiem meczu. Przegraliśmy trochę na własne życzenie. Początek meczu mieliśmy świetny. Nie dość, że szybko zdobyliśmy przyłożenie, to chwilę później odzyskaliśmy piłkę po własnym wykopie. Niestety w drugiej kwarcie wypadliśmy z rytmu, a wiatr w żagle złapali Lowlanders. Wykorzystali skrzętnie szanse, które dostawali po naszych błędach. Te trzy przyłożenia przed przerwą bardzo skomplikowały naszą sytuację. Przebudziliśmy się dopiero w czwartej kwarcie. Niestety było już za późno na skuteczny comeback. Przed własną publicznością w starciu z Husarią zaprezentujemy się już w pełnym składzie - skomentował Marek Włodarczyk, prezes Warsaw Eagles.
Kolejny mecz Lowlanders rozegrają 16 kwietnia w Poznaniu. Rywalem białostoczan będą tamtejsze Kozły.
Primacol Lowlanders Białystok - Warsaw Eagles 27:12 (0:6, 20:0, 7:6, 0:0)
blazej.o@bialystokonline.pl