Nic nie zapowiadało tak strasznej historii
Emilka urodziła się w 2014 r. w Bielsku Podlaskim. Była zdrową i silną dziewczynką. Wszystko było dobrze. Szybko zaczęła gaworzyć, a w zaledwie 10 miesięcy postawiła swoje pierwsze kroki. Uwielbiała wcielać się w rolę małej piosenkarki i chętnie występowała przed wszystkimi z mikrofonem. Była bardzo ciekawa świata, szybko uczyła się nowych rzeczy. Zawsze pogodna, uśmiechnięta...
- Nigdy by nam na myśl nie przyszło, że w jednej chwili zawali nam się świat. Pewnej niedzieli jak zawsze mieliśmy wstać rano i iść całą rodziną do kościoła. Emilka zbudziła się pierwsza i krzyknęła "MAMO". Jak zawsze myślałam, że chce pić. Więc poszłam do pokoju i spytałam, czy dać pić, a ona nawet nie zareagowała. Jej oczka patrzyły w jedno miejsce, nie odzywała się, wiec wezwaliśmy pogotowie, bo coś jest nie tak. Nasza mała, rozgadana i szalona nagle przestała się odzywać, nie ruszała się, tylko patrzyła w jedno miejsce. Nagle pierwszy raz w życiu dostała padaczki. Zjawiło się pogotowie i lekarz stwierdził, że zawiozą ją od razu do szpitala DSK w Białymstoku. To był nasz najgorszy dzień w życiu 11.03.2018 r. Wtedy dowiedzieliśmy się, że w jej małej główce jest guz – wspominają straszne chwile rodzice.
Już dzień później dziecko trafiło do Warszawy do Centrum Zdrowia Dziecka na oddział neurochirurgii. Lekarz zadecydował, że guz należy usunąć. 15 marca odbyła się operacja, trwała 9 godzin. Niestety po biopsji okazało się, że Emilka ma nowotwór złośliwy płata czołowego mózgu. Dziewczynka trafia na onkologię i rozpoczęła swoją walkę o życie. Kolejna operacja, chemioterapia... Delikatne żyły dziecka pękały od tego wszystkiego, co bardzo bolało Emilkę. Dziewczynka przyjęła 5 cykli mega mocnej chemioterapii, każda kończyła się powikłaniami. Straciła włosy. Potem 30 naświetlań radioterapii pod narkozą. Przez miesiąc dziecko było usypiane każdego dnia! Do tego dochodzą antybiotyki, przetaczanie krwi.
Jest szansa, potrzebne są jednak pieniądze
Dziewczynka jest bardzo lubiana przez szpitalny personel. Pielęgniarki nazywają ją nawet szalony powikłaniec, bowiem wszędzie jej było pełno, nawet wtedy, gdy brakowało jej sił, starała się zajrzeć do każdej sal. Szpital stał się jej drugim domem. Przez jakiś czas był spokój. Aż do 19 lutego 2019 r. Okazało się, że nowotwór znów zaatakował...
Polscy lekarze nie dają szans. Nadzieja jest w klinice w Wiedniu. Kwota leczenia powala na kolana – 200 tys. euro. A liczy się czas.
- Prosimy o pomoc, bo my sami nie jesteśmy w stanie uzbierać tak wiele pieniążków, jakie będzie potrzebne. Emilka chce żyć i cieszyć się życiem tak jak inne, zdrowe dzieci. Wierzymy, że dzięki Wam uda się uratować Emilkę – apelują rodzice.
Liczy się każda złotówka. Pieniądze można wpłacać na konta podane na stronie: Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym Kawałek Nieba.
justyna.f@bialystokonline.pl