Jesień idzie. Liście spadają z drzew, dzieci dostają kaszelku, a dorosłych chwyta sezonowa chandra, powodująca nagłe kłótnie w autobusach, częściej widywane środkowe palce w komunikacji między kierowcami i nerwową atmosferę w kolejce po aspirynkę. Niektórzy twierdzą, że to wszystko wina jesiennej grypy.
I tu pojawia się magiczne słowo: szczepionka. Tak jak politycy – ma tyluż zwolenników, co przeciwników. I nie budzi zobojętnienia, o nie. I dobrze. Bo strzeżonego Pan Bóg, jak to mówią. Nie chcesz chorować, chcesz ustrzec się wszystkich bakterii tego świata i czuć się świeżo i lekko wśród jesiennych malkontentów – zaszczep się.
Wiele lat nauki, laboratoria wyposażane za grube miliony i wiedza zdobywana pod mikroskopem nie kłamie. Lekarz nie jest Twoim wrogiem, jeżeli rekomenduje jakieś działania, to przecież z troski o Twoje i moje zdrowie. I Twoich dzieci, teściowej, nawet tego Pana Zenka spod sklepu. Wystarczy tylko chwycić wyciągniętą dłoń.
Nie kaszlaj więc, nie chryp. Szczepionkę weź.
Z drugiej strony:
Trzeba urodzić się wczoraj żeby wiedzieć, że światowym rynkiem medycznym rządzi tak zwane farmaceutyczne lobby, które poszłoby z torbami, gdyby nie wmawiało nam różnych chorób. Może w strzykawce nie mieszka diabeł – ale zastanów się przez chwilę – czy życie Twojego sąsiada albo kumpla z pracy zmieniło się tak bardzo dzięki szczepionce?
Są tacy, którzy twierdzą, że zmieniło się nawet na gorsze – dzieci nagle zaczynają chorować albo dopadają je efekty uboczne. I zamiast "zdrów jak ryba" – kupa nerwów i teorie spiskowe. I rzeczywiście – pół biedy, jak to nie działa. Można szczepić albo nie szczepić.
Ale jeżeli szkodzi? Kto mnie przekona, że nie? Kto będzie ryzykował zdrowie własne i najbliższych? A potem do tych samych farmaceutów zwracał się po ratunek? Słabo to widzę. To już może rzeczywiście lepiej nie szczepić. Sam nie wiem.
To znaczy, u mnie temat jest prosty. Ja po prostu panicznie boję się igieł, więc z gruntu odpadam.
A Wy?
24@bialystokonline.pl