Celowo piszę ten tekst z wyprzedzeniem – sporo przed sylwestrem gregoriańskim i jeszcze bardziej sporo przed juliańskim. Wcześniej niż osiedlowe dzieciaki zaczęły wydawać kieszonkowe na fajerwerki zamiast na dopalacze. Bo że już za chwilę zacznie się codzienna kanonada przed blokami, przed galeriami handlowymi i na łąkach – nie budzi żadnych wątpliwości. To pewne jak "Last Christmas" w grudniu i jak to, że po 11 listopada pod Alfą staje choinka. Będą strzelać.
To że Nowy Rok witamy fajerwerkami, nie dziwiło nikogo przez całe wieki. Z czasem przestało nas dziwić też, że młodzież wylega nagle przed świętami na podwórka i zamiast grzecznie siedzieć przed konsolą albo z nosem w komórce, wybuchami przypomina nam, jaki to okres. Jakieś trzy tygodnie przed – i trzy tygodnie po – każdego dnia słychać strzały.
Te wybuchy i wystrzały irytują nas, przeszkadzają starszym, denerwują zwierzęta. O ile ludziom te hałasy nie robią krzywdy, to coraz częściej słyszy się o tragicznym wpływie fajerwerków na zdrowie psychiczne zwierząt właśnie. Kiedy my idziemy do pracy czy szkoły, pupile zostają same ze sobą i jak na froncie, muszą znosić nieznane dźwięki, które przyprawiają o nerwicę. Pomyśl o tym, jeden z drugim, kiedy następnym razem odpalisz lont. Pomyśl.
Z drugiej strony:
Długo zastanawiałem się, czy ten temat ma w ogóle drugą twarz. No bo przecież zwierzęta nie są w stanie się same obronić, nie podejmą walki o własne dobra osobiste. Każdy, kto ma w domu jakiegoś zwierzaka, wie, że sezon fajerwerkowy zostawia ślad na długo, a wystrzały powodują bardzo różne, negatywne reakcje. Nie strzelać – to jedyny rozsądny argument.
Jednakże jest przecież cała masa innych rzeczy oddziaływających negatywnie na zwierzaki. Świat jest pełen dziwnych dźwięków. Chrzęst gniecionych pod śmietnikiem puszek, obcasy stukające na schodach, dźwięk ostrzegawczy cofającej koparki. Piesek czy kotek, czy świnka morska są narażone na tak wielką ilość bodźców, że musielibyśmy je trzymać w dźwiękoszczelnych pomieszczeniach, aby uchronić przed złem tego świata. Się nie da.
Od kilku tygodni mam pod oknem budowę. Pies zwariował od dźwięku koparki, wywrotki zrzucającej ziemię, od nagłych niecenzuralnych okrzyków, kiedy coś panom się nie uda. Psychiczna huśtawka, dezorientacja, szok ze wskazaniem na nerwicę. I co, mam pójść do panów w zielonych kamizelkach i powiedzieć – nie boruj mi tu, bo piesek się boi? Powiesz menelowi pod blokiem – nie gnieć puszek, bo mój królik ze strachu gryzie kabel od telewizora?
Jest jakieś dobre wyjście?
24@bialystokonline.pl