Kończy się powoli rok szkolny, dzieciaki od kilku tygodni tradycyjnie zaczynają się nudzić na lekcjach i po. Wszystkie zajęcia dodatkowe też się kończą, więc nagle okazuje się, że można mieć czas wolny. Nadmiar tego czasu wolnego albo tropikalna pogoda, a może inne powody sprawiają, że uroczyste zakończenie roku szkolnego, które kiedyś było pielęgnowane i świętowane w szkole i w rodzinach, dziś jest nic nie znaczącym banałem.
Kiedyś po świadectwo dziecko szło tak jak na rozpoczęcie roku – na galowo. Dziewczynki w sukienkach, chłopcy w białej koszuli. A dziś? W czymkolwiek – byle szybciej odbębnić swoje i cieszyć się upragnioną wolnością. Bez żadnej sztampy, bez powagi należnej pewnym wydarzeniom w życiu ucznia. Krótkie spodenki i sandały, odebrać papier i wio!
O ile się w ogóle pojawiają na szkolnej uroczystości. Coraz więcej dzieci nie fatyguje się nawet osobiście – tak bardzo wakacyjnie się czują. Coś poszło ewolucyjnie bardzo nie tak...
Z drugiej strony:
Po pierwsze – postawmy się na miejscu współczesnego ucznia, powiedzmy klasy szóstej. Przez cały boży rok, od świtu do zmierzchu, lata z wywieszonym językiem z jednej szkoły do drugiej, z zajęć na zajęcia. Krótka przerwa na obiad albo kanapkę – i dalej, i dalej. Nie ma co się dziwić, że nagły haust powietrza i życie bez gonitwy, uderzają do głowy. Nie ma co się dziwić, że nie chce się nawet iść po świadectwo do szkoły.
Po drugie – nie oszukujmy się: każdy miał tak, że zakończenie roku było formalnością do odbębnienia. Odstać swoje, wysłuchać apelu, dać wychowawczyni kwiatka, wziąć cenzurkę i wio!
Nic się w tym zakresie nie zmieniło, wcale nie są inne czasy – poza tym, że współczesnym dzieciom chyba wakacyjny odpoczynek się bardziej należy, bo harują jakby więcej. Takie czasy – niedługo jakoś tak naturalnie samo wyjdzie, że świadectwa będzie trzeba wysyłać pocztą, bo ostatni dzwonek będzie oznaczał pustą szkołę aż do września. Takie czasy...
24@bialystokonline.pl