Co byś zrobił, gdyby wściekły jednonogi renifer zaatakował Twoją rodzinę, plując w Was sfermentowanym sokiem z ogórków kiszonych? Dość abstrakcyjne, prawda? Bardziej abstrakcyjne niż groźba wybuchu prawdziwej wojny, podczas której prawdziwi żołnierze strzelają z prawdziwego karabinu prawdziwymi nabojami i naprawdę zabijają? Siedemdziesiąt lat po wojnie – chyba nie.
Z okazji zbliżających się obchodów Święta Niepodległości (gimnazjalistom polecam zgłębić temat u wujka Google i cioci Wikipedii, żeby znowu nie było wioski jak ktoś zapyta) wiele się toczy dyskusji o tym, czy ja, ty, my, jesteśmy dziś patriotami i co to w ogóle znaczy. Jedni piszą, że tak, że oni bardzo, że w każdej chwili gotowi i w razie czego mają już granat w świątecznym ubranku. Inni odwrotnie – że nigdy, że to nie te czasy, że jakby co to auto już zatankowane i jazda na Zachód.
A ja się pytam tonem Bogusława Lindy – co ty wiesz o patriotyzmie? Co wiesz o wojnie, o poświęceniu, o tym jak boli rana postrzałowa i jak brzmi granat rozrywający komuś nogę? Jesteś pewny, że weźmiesz zapas majtek i zwiejesz? Albo że złapiesz za grabie i pójdziesz wykolejać czołgi? Tak samo jak z reniferem, nie wiesz tego dziś – pukając palcem w lewy klawisz myszki od komputera.
Nie mów więc, że jesteś albo nie jesteś patriotą. To słowo zostawmy tym, co wiedzą "o co cho". My się nigdy nawet nie zbliżymy to tej powagi i prawdziwego znaczenia.
Z drugiej strony:
Podoba mi się w dzisiejszym świecie ten luz. Bez nadymania się, z dystansem do świata. Komu trzeba, szacunek – i już. Nie piszemy hymnów pochwalnych i zapomnieliśmy trzecią zwrotkę "O mój rozmarynie", ale tym co umierali za naszą wolność – chwała i cześć.
Zdrowo podchodzimy do tematu wojny i "umiłowania ukochanej Ojczyzny". Każdy kocha jak umie. Jeden nie jeździ na gapę, inny papierek podniesie i śmieci segreguje, jeszcze inny – przebiegnie maraton w intencji bohaterów narodowych. Ile komu inwencji staje, że się tak wyrażę. I to jest nasz polski patriotyzm.
Podobno w sobotę na Rynku Kościuszki rozdawano flagi – za darmo. I fajnie. Każdy może sobie powiesić czy postawić. I jestem pewien, że wszyscy tak zrobią. Tak już u nas jest, w Białymstoku. Czy to Dzień Flagi, 11 listopada, czy mecz Jagi – barwy na wierzchu. Bo jesteśmy dumni – z tego kim jesteśmy, gdzie mieszkamy.
Ja na przykład, jadąc ulicami wśród tych flag, jakoś tak bardziej w domu się czuję, bardziej u siebie, bardziej w Polsce. I nie muszę się deklarować, czy jak wybuchnie wojna to pójdę na barykady, czy dam nogę do neutralnego kraju bez ekstradycji. Chociaż, jako że mdleję na widok krwi, Rambo to raczej ze mnie nie będzie...
W lajtowym świecie bez zasad i moralności, są takie chwile kiedy wszystko ma sens. Przed nami jeden z takich dni. Czas patriotów. Taka "minuta ciszy" i szacunku. Na luzie, bez spiny, ale szczerze.
24@bialystokonline.pl