Pierwszy telefon z informacją o podłożeniu bomby odebrała w piątek późnym popołudniem 72-letnia białostoczanka mieszkająca przy ulicy Ogrodniczki. Dzwoniący mężczyzna zażądał 20 tys. zł twierdząc, że w przypadku odmowy wydania pieniędzy wysadzi dom w powietrze. Kobieta powiadomiła policję. 10 funkcjonariuszy z psem wykrywającym materiały wybuchowe po sprawdzeniu budynku i posesji nic nie znaleźli.
Kilkanaście minut po pierwszym telefonie 72-letnia mieszkanka bloku przy ulicy Wesołej odebrała telefon, w którym mężczyzna kazał mieszkańcom opuścić budynek, gdyż podłożona jest w nim bomba. Na miejsce natychmiast pojechało blisko 20 policjantów również ze specjalnie wyszkolonym psem oraz pogotowie ratunkowe, gazowe i energetyczne. Ewakuowano w sumie 60 osób. Od budynku odcięto instalację gazową i energetyczną. Zespół sprawdził budynek łącznie z szybem windy, piwnicami i zsypem na śmieci. Dopiero po około dwóch godzinach okazało się, że żadnej bomby nie ma i mieszkańcy mogli wrócić do swoich domów.
Sprawcę fałszywych alarmów zatrzymano w jednej z miejscowości na obrzeżach miasta - 15-letniego białostoczanina, na co dzień mieszkającego i uczącego się w Anglii. Spędzający wakacje w Polsce nastolatek trafił do Policyjnej Izby Dziecka. Tłumaczył mundurowym, że wraz z dwoma kolegami dzwonili pod przypadkowe numery telefonów dla żartów.
Postępowaniem 15-latka zajmie się sąd rodzinny i nieletnich. Natomiast jego kolegów szukają teraz białostoccy policjanci.