"Drzewo" ma szczególną formułę. Jego konstrukcja opiera się na improwizacji i aktorskich umiejętnościach błyskawicznego odnajdywania się w różnych scenicznych sytuacjach. Na scenie oglądamy dwóch aktorów - gospodarza wieczoru (w tę rolę wcielą się Marek Tyszkiewicz i Maciej Radziwanowski) oraz zaproszonego gościa. Na scenę wchodzi bez prób, nie wie w czym gra i kogo gra. A widzowie dowiedzą się, kogo zobaczą dopiero, gdy na widowni zgasną światła.
Spektakl warto zobaczyć, bo...
Zdaniem Lecha Mackiewicza, reżysera (znany z ról m.in. w telewizyjnych serialach "Na Wspólnej" i "Na dobre i na złe"), są przynajmniej cztery powody. - Po pierwsze, ciekawość, jak dają sobie radę na scenie gwiazdy w sytuacji, gdy nie wiedzą, co będą grały - wylicza.
Po drugie, fakt, że lubi się obcować z ludzkimi historiami. Przecież najfajniejszy jest taki teatr, w którym można zobaczyć siebie. Po trzecie, po prostu dla rozrywki. - "Drzewo" jest zarówno dramatem, jak i czarną komedią. Będzie więc w nim dużo humoru - zapowiada Mackiewicz. Wreszcie czwarty powód - filozoficzno-metafizyczny. W przedstawieniu - eksperymencie będzie kilka rzeczywistości. Powstaje więc pytanie: jak reagujemy na otaczający nas świat, który jest przecież umowny.
Polska prapremiera w Białymstoku
Sztuka Tima Croucha w oryginale zatytułowana "An Oak Tree" powstała w Niemczech w 2005 roku. Była wystawiana na całym świecie i grały w niej światowe gwiazdy, m.in. Goeffrey Rush, zdobywca Oscara. Lech Mackiewicz został zaproszony do udziału w spektaklu-niespodziance w Sydney. - Płacili mi za to, że jestem nieprzygotowany - wspominał ze śmiechem podczas spotkania z dziennikarzami. - Było to też dla mnie wyzwanie, które mogło już się nie powtórzyć. Czułem przypływ adrenaliny, ale się nie bałem. Teraz sztuka ma swoją polską prapremierę w Białymstoku.
Reżyser podkreśla, że każdy spektakl przyniesie coś innego. - Reakcje zaproszonych aktorów są nieprzewidywalne. Gospodarze wieczoru przeprowadzą ich przez spektakl, ale nie są w stanie przeprowadzić ich emocjonalnie. Jestem przekonany, że w 75 procentach przypadków emocje wymkną się spod kontroli.
Marek Tyszkiewicz: - Nigdy nie widziałem nic takiego, nigdy nie grałem w takim spektaklu. Wymaga on szalonej precyzji. Myślimy za dwie osoby i jest to ogromna odpowiedzialność, której mam nadzieję, że podołamy. Tutaj nie ma improwizacji, nie ma przypadku, wszystko jest wyreżyserowane.