Autorem dramatu jest Sławomir Mrożek. Napisał go w 1967 roku specjalnie dla telewizji. To rodzaj dużego skeczu opowiadającego historię mieszczańskiej rodziny. Pewnego dnia dowiaduje się ona, że przez środek jej domu będzie przeprowadzona granica. Oznajmiają to pełnomocnicy nadrzędnego ciała (Krystyna Kacprowicz-Sokołowska, Bernard Maciej Bania i Sławomir Popławski), którzy odwiedzają ją podczas kolacji. "Czy nie można tej granicy wytyczyć w ogródku?" - pyta głowa rodziny, którą odtwarza Piotr Półtorak. Decyzja co do lokalizacji już jednak zapadła. Dyplomaci w planach mają jeszcze konferencję przy okrągłym stole. Sęk w tym, że stół, przy którym zamierzają zasiąść, ma rogi. Proponują więc je spiłować. Całonocne obrady przynoszą efekt. Granica jest solidna i dzieli dom na dwie części.
Pierwszą ofiarą granicznego porządku jest Teściowa (Danuta Bach), która chciała podejść do szafy. Jednak mebel znajdował się w strefie A (spiżarka dla odmiany jest w B). "A żeby poruszać się po mieszkaniu, trzeba mieć przepustki" - wyjaśniają Dyplomaci.
Posiłki również nie przebiegają w spokoju (granica przecięła stół na pół). W ich trakcie odbywa się bowiem kontrola celna, a liczone są... pierożki. Ojciec (Marek Tyszkiewicz) radzi synowi: "Bierz po dwa, ponoć mają podnieść cło." Ale na tym oczywiście nie koniec. Absurd narasta. Główny bohater chce podlać kwiatki w mieszkaniu. Dla strażnika to niemal sprawa wagi państwowej. Wszak chodzi o przekroczenie granicy. Nasz bohater przeżywa kanonadę pytań: co jest w konewce, jaki ma kolor oczu, włosów. Na to ostatnie odpowiada, że ciemne, ale łysieje. Żołnierz nie może przyjąć do wiadomości dwóch określeń. Może być przecież tylko jedno. Otrzymuje więc odpowiedź: "Łysociemny".
Szlaban graniczny przebiega też wzdłuż łoża małżonków. Rodzi to kolejną kuriozalną sytuację - przez granicę przedostaje się Przemytnik. W jadalni również czyhają niespodzianki. Podczas posiłku główny bohater gubi łyżeczkę. Szukając jej pod stołem, napotyka wywiadowcę obcych wojsk. Robi się coraz niebezpieczniej. Podłoga w domu zostaje zaminowana, a w mężczyznę zaczynają celować lufy czołgów.
Śmiejemy się w najlepsze, ale spektakl przynosi refleksję. Jaki jest sens istnienia granic, nie tylko tych państwowych, ale w ogóle - między ludźmi, społecznościami? Pytanie ciągle nie tracące aktualności w naszym wielokulturowym regionie. Również ideą esperanto, w którym odbyła się premiera sztuki, było likwidowanie barier i zbudowanie ponadnarodowej wspólnoty. Ten spektakl to też dobra propozycja dla wielbicieli tekstów Mrożka i jego umiejętności przedstawienia kompletnego absurdu, który niosły ze sobą czasy realnego socjalizmu.
Intryguje forma przedstawienia. Urozmaicają je wizualizacje Duśki Wacławik, aktorzy zastygają w licznych stopklatkach, rozbrzmiewa muzyka z popularnych seriali wojennych na przemian z ludowymi pieśniami.
"Dom na granicy" w reżyserii Piotra Dąbrowskiego będzie można obejrzeć na dużej scenie Teatru Dramatycznego pod koniec lutego - 25 oraz 27 i 28.