"Film balkonowy" Pawła Łozińskiego jest jednym wielkim pytaniem o... życie.
Oto reżyser z balkonu swojego domu zagaduje przechodniów i sąsiadów o sens. Jedni się przed nim otwierają, inni niecierpliwią, odchodzą w dal burcząc coś pod nosem. Jednak całość jest niesamowicie czuła i poruszająca. Zapamiętałam z tego obrazu prawie wszystkie bohaterki i wszystkich bohaterów. Najbardziej zapadły mi w pamięć słowa starszych pań. Jedna przyznała, że za mało uczuć, miłości okazywała swojemu mężowi, który już zmarł. I żałuje, że była taka zamknięta. A druga pani, także starsza, poruszająca się na wózku, mówiła, że sensem życia jest życie. Trafia w punkt.
Wiele osób pojawiających się z filmie przełamuje się i zaczyna zwierzać się Łozińskiemu. Opowiadają nieraz intymne szczegóły ze swojego życia. Wszystkie historie tworzą jakby mozaikę, fabułę, która prowadzi widza przez ważne tematy.
- Bardzo podszedł mi ten film. Mnie też bardzo, bardzo ruszyła ta pani, co się przemogła i podeszła, a potem ta cała scena jak ona idzie i na końcu macha, bardzo ją czułam. No i Robert i to, że nie chce umrzeć jako kryminalista – mówiła po seansie jedna z widzek.
Natomiast film "Memoria" z Tildą Swinton to już inny kaliber. Tak jak kocham kontemplacyjne kino, tak jak kocham Tildę i pewną tajemnicę w filmie, tak tutaj kusiło mnie, aby wyjść z sali. Jednak o dziwo zostałam do końca, zaintrygowana fabułą.
Bohaterka słyszy coraz dziwny dźwięk, coś jakby wybuch bomby. Dzieje się to w jej głowie. Lekarka opiera się, by przepisać jej Xanax, w zamian zapewniając miłość Chrystusa, który ma ją wyleczyć. Pojawia się Herman, z którym łączy ją zagadkowa więź. Okazuje się, że ona pamięta jego wspomnienia...
W pewnym sensie film Apichatpong'a Weerasethakul'a można traktować jako arcydzieło. Ciekawy pomysł, świetna realizacja, jednak pod względem odbioru treści – film jest niezrozumiały i zbyt metaforyczny.
anna.kulikowska@bialystokonline.pl