Istniało mnóstwo ponurych opowiadań o tej dzielnicy. Przedwojenni dziennikarze wiele bowiem pisali o Chanajkach. Wiadomo, że były tam spelunki przestępców, tam gnieździły się najgorsze choroby i wszechwładnie panowali trzej sprzymierzeńcy: Brud, Nędza i Przestępstwo.
Nie mogły przecież nie panować wśród licho płatnych robotników fabrycznych, bezrobotnych, wśród chałupników, zrujnowanych sklepikarzy, niezliczonych rzeszy "niepotrzebnych ludzi", wśród dzieci, które ojca nie znały, bo o świcie wychodził on z domu, a wracał późnym wieczorem, gdy wszyscy już spali.
Sensacja wśród biedoty
Wielką sensacją wśród biedoty, gęsto zaludniającej Chanajki była więc wiadomość o tym, że jeden z mieszkańców tej dzielnicy stał się nagle posiadaczem ogromnej fortuny wynoszącej aż 90 000 dolarów. Sprawa ta przedstawiała się w ten sposób:
Józef Gelbarg, 56-letni właściciel rudery przy dawnej ul. Pieszej 2, otrzymał wiadomość od Konsula Generalnego RP w Nowym Jorku, że brat jego, Szymon w czasie walki stoczonej na dachu swego domu pod Nowym Jorkiem, został ciężko ranny. Przed śmiercią zdążył jeszcze cały majątek zapisać na rzecz swego brata w Białymstoku. Szczęśliwy spadkobierca, jak donosiły przedwojenne media, niezwłocznie wysłał do Stanów Zjednoczonych plenipotencję do prowadzenia jego sprawy spadkowej.
Niestety, pozostałych mieszkańców Chanajki trzymały mocno i troskliwie – na głodnym wikcie, bez przyszłości, w ciągłej niepewności bytu, aż do niezawodnej, pewnej śmierci.
24@bialystokonline.pl