Na mocy ustawy zbiorowej w przedwojennym białostockim przemyśle garbarskim, robotnicy zatrudnieni przy tzw. "mokrej robocie", otrzymywali za pracę ok. 7 zł dziennie. Aby obejść umowę i cennik prac, właściciel, pan Finkielsztejn (zamieszkały w Białymstoku, przy dawnej ul. Rabińskiej 15) chwycił się niezwykłego podstępu. Zamiast mężczyzn, zatrudnił w dziale mokrym kobiety, płacąc im zaledwie 2 do 3 zł dziennie. Gdy robotnicy zwrócili się do fabrykanta, aby unormować w garbarni warunki pracy na zasadzie obowiązującej umowy, pan Finkielsztejn oświadczył bezceremonialnie, że nie opłaca mu się przecież zatrudniać mężczyzn po 7 zł, gdy kobietom płaci o wiele mniej...
Skarga do inspektora pracy
Robotnicy "decyzję" fabrykanta zaskarżyli do inspektora pracy, zaznaczając, że w wypadku niezatrudnienia w garbarni Finkielsztejna przystąpią do strajku. Inspektor pracy, mając na względzie okoliczność, że robotnice, zatrudnione przy mokrej robocie w garbarni białostockiego fabrykanta, dźwigają ciężary ważące ponad 30 kilogramów (co według ustawy nie było dozwolone), wezwał fabrykanta do zatrudnienia przy tej robocie mężczyzn. Zatarg trwał jednak dalej, ale z pomocą przedwojennych białostockich mediów udało się sprawę nagłośnić i sprowadzić sprawę na dobry tor.
24@bialystokonline.pl