Trendy w modzie zmieniają się jak w kalejdoskopie. Najczęściej dany trend panuje jeden czy dwa sezony. Skłania to konsumentów do wręcz kompulsywnego kupowania ubrań.
"Szybka moda" stała się kluczowym elementem systemu nadprodukcji. Wytwarzamy ponad 100 miliardów sztuk odzieży każdego roku. Ma to bardzo toksyczny wpływ na środowisko. I mimo pewnej pogłębiającej się świadomości na temat stanu klimatu, wciąż branża mody jest m.in. drugim największym źródłem zanieczyszczeń wody na świecie. Wyniki badań wskazują, że w kwestii mody zachowania pro-eko są pobożnym życzeniem.
Z założenia fast fashion ma dostarczać szybko, tanio i dużo ubrań kreowanych według coraz nowszych trendów. Idea, jaka przyświeca "szybkiej modzie" to "ubrać się dobrze za niewielkie pieniądze". Sieciówki odzieżowe prześcigają się wręcz w wytwarzaniu konfekcji. Ale oprócz negatywnego wpływu na środowisko, fast fashion ma więcej ciemnych stron.
Faktem jest, że biznes odzieżowy narusza prawa człowieka, zatrudnia za niewielkie stawki, wykorzystuje do pracy niepełnoletnie osoby. Zakłady produkcyjne znajdują się w biednych krajach "trzeciego świata". Wszak wystarczy przyjrzeć się metce na ubraniu, by wytyczać, że dana rzecz jest "made in Bangladesh". Może dostęp do ubrań stał się bardziej egalitarny, jednak kupujemy nieraz bez opamiętania i rozsądku.
Współczesna kultura napędzana jest przez konsumpcjonizm. Nieraz nawet nie zdajemy sobie sprawy, co za nim się kryje. Zatem, przed kupnem kolejnej rzeczy, zastanówmy się, czy jest ona tak naprawdę nam potrzebna. Może nie zmieni to świata, ale stanie się cegiełką w procesie ważnych zmian.
anna.kulikowska@bialystokonline.pl