Spór o dąb zakończył się tragicznie
Sąd Apelacyjny rozpozna sprawę starszego mężczyzny, który miał zabić swoją sąsiadkę. Przyczyną tego czynu miał być spór o drzewo rosnące na granicy obu posesji.
Do zdarzenia doszło w lutym 2018 r. Przed laty nic nie zapowiadało tragedii. Sąd Okręgowy w Białymstoku ustalił, że obie rodziny (ofiary i oskarżonego) od pokoleń mieszkały w jednej wsi. Dobrze się znały i niegdyś lubiły, chrzciły nawet wzajemnie swoje dzieci. Około 10 lat temu stosunki miały się jednak popsuć. A powodem sporu był dąb rosnący na granicy obu posesji. Drzewo miał zasadzić dziadek oskarżonego mężczyzny wiele lat temu, przez co miał on do niego bardzo sentymentalny stosunek. Z kolei sąsiadom przeszkadzały liście, które spadały na ich posesję. Nie była to jednak duża kłótnia. Spór zaostrzył się jesienią 2017 r. Wówczas po śmierci rodziców do sąsiedniego domu wprowadziła się ich córka (pokrzywdzona). Kobieta postanowiła pozbyć się problemu spadających z dębu liści, a to tylko zaogniło całą sytuację. Nikt się jednak nie spodziewał, że z pozoru banalny spór doprowadzi do takiej tragedii.
19 lutego 2018 r. nad ranem do kobiety przyjechali mężczyźni z samochodem ciężarowym z podnośnikiem z koszem. Byli z przedsiębiorstwa, które zajmowało się przycinaniem drzew. Kobieta zleciła im, by obcięli gałęzie dębu, który znajdował się nad ich posesją. Widząc, co się dzieje, oskarżony postanowił interweniować. Wziął nóż kuchenny oraz telefon komórkowy i pobiegł pod dąb. W międzyczasie zadzwonił do syna, prosząc, by powiadomił dzielnicowego. Mężczyzna zażądał od wynajętych pracowników zaprzestania działania do momentu aż przyjedzie policja. Pokrzywdzona jednak nakazała im niezwłocznie przycinać gałęzie.
Mężczyźni posłuchali wówczas zleceniodawczyni i przystąpili do pracy. Gdy zaczęli piłą przycinać drzewo, oskarżony przeskoczył płot i zaatakował kobietę nożem, który miał przy sobie. Zadał jej cztery uderzenia - trzy w prawą stronę twarzy i szyi oraz uderzenie w okolicy podłopatkowej. Ofiara próbowała zasłaniać się rękoma i odepchnąć napastnika nogami. Pracujący mężczyźni, gdy zorientowali, co się dzieje, postanowili szybko jej pomóc, wówczas agresywny sąsiad zwrócił się ku nim. Widząc to, cofnęli się, a oskarżony zadawał kolejne ciosy. Odniesione przez kobietę rany spowodowały gwałtowny krwotok zewnętrzny i wewnętrzny, czego następstwem był szybki zgon.
Oskarżony nie przyznaje się do winy
Oskarżony nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Sąd Okręgowy uznał jednak, iż nie ma wątpliwości co do jego winy. Stwierdził, że z analizy ilości oraz siły uderzeń wynika, że dopuścił się on zabójstwa w zamiarze bezpośrednim. Pod uwagę wziął także to, że oskarżony uniemożliwił świadkom zdarzenia udzielenia rannej pomocy. Zdaniem sądu "przypisanych czynów dopuścił się, mając zachowaną zdolność rozumienia znaczenia czynu oraz w znacznym stopniu ograniczoną zdolność kierowania swoim postępowaniem".
Jako okoliczności łagodzące uznano niekaralność mężczyzny, mimo podeszłego wieku (w trakcie popełniania czynu miał on 72 lata). Wzięto też pod uwagę fakt, że podczas zdarzenia miał on o znacznym stopniu ograniczoną zdolność kierowania się swoim postępowaniem. Sąd wymierzył mu łączną karę 10 lat pozbawienia wolności.
Sąd odwoławczy rozpozna apelacje: prokuratora co do kary oraz obrońcy oskarżonego co do winy.
AKTUALIZACJA
Sąd Apelacyjny w Białymstoku utrzymał w mocy wyrok sądu I instancji w sprawie zabójstwa kobiety w Czyżach z tą zmianą, że z podstawy prawnej wymiaru kary wyeliminował przepisy dotyczące nadzwyczajnego złagodzenia kary. Ich powołanie był nieprawidłowe, skoro Sąd Okręgowy nie orzekł kary pozbawienia wolności poniżej dolnego progu ustawowego zagrożenia, tj. poniżej 8 lat pozbawienia wolności.
justyna.f@bialystokonline.pl