Wszystko zaczęło się od pewnego zdania. "Była taka jedna, która w czasie wojny miała romans z Niemcem" - powiedział Karpowiczowi jego wuj - Leon Tarasewicz. Młoda, niepiśmienna chłopka przeżyła płomienny, acz krótki, bo zaledwie dwutygodniowy romans z esesmanem. A wszystko działo się na podlaskiej wsi. Słuczanka, Królowe Stojło, Waliły. Historię postanowił wykorzystać Ignacy Karpowicz w "Sońce". Ale praca nad książką do najłatwiejszych nie należała. Jednak pisarz powtarza, że to najważniejsza jego powieść.
- Najważniejsza, bo "stąd". To powieść podlaska, "tutejsza" - mówił Karpowicz. - Pierwszy jej wariant wypłynął ze mnie dość szybko, ale zdawałem sobie sprawę, że jest to półprodukt. Przez 7 lat poprawiałem, a przede wszystkim wyrzucałem. Pozbyłem się około jednej trzeciej tekstu.
Główni bohaterowie to Sońka i jej kochanek Joachim Castorp. Sońka, która żyła po wojnie na Podlasiu, ale Ignacy nie miał odwagi się z nią spotkać i rozgrzebywać historii. Ta bohaterka powstała więc "ze spotkania, do którego nie doszło". Z kolei pierwowzór Joachima Ignacy wypatrzył w... Ameryce Południowej, dokładnie w Argentynie, która była mekką nazistów. "Castorp" to z kolei nazwisko bohatera "Czarodziejskiej góry" - powieści, którą Karpowicz fascynował się w młodości. Pełnoprawnymi bohaterami są także mówiący kot Jozik, pies Borbus i krowa Mućka.
- Jak rozumieć zdanie padające w książce - "wszyscy jesteśmy dziećmi Sońki"? - pytał prowadzący spotkanie Julian Kurkiewicz.
- To hołd złożony Sońce, która wykazała się dużą odwagą, dziś powiedzielibyśmy cywilną, i nie zgodziła się na to, by sytuacja zniszczyła jej miłość - odpowiadał Karpowicz. - Chcę, by "Sońka" zmieniła czytelnika, ale by opowieść o tej zmianie wymykała się słowom.
Wkrótce będziemy mogli obejrzeć sceniczną realizację powieści. Wystawienia podejmie się Teatr Dramatyczny w Białymstoku.
anna.d@bialystokonline.pl