To jeszcze raz o niehandlowej niedzieli
Dużym echem odbił się ostatnio mocny tekst białostockiego ambasadora wszystkich tłamszonych pracowników dyskontów, którzy nagle dostawszy wolne w niedzielę, tłamszą innych białostockich pracowników – stacji paliw, restauracji, teatrów, kin, basenów, aptek. Odzyskawszy prawo do wolnej niedzieli, do bycia z rodziną, do normalności, jak to mówią – zapomina się o tych, których służba lub przymus nadal zostawia na posterunku w dni tak zwane wolne od pracy.
Bo co z tego, że galeria handlowa nie sprzedaje jajek i sera, skoro można tam pójść na pizzę i lody? Ktoś przecież robi tę pizzę i te lody. Ktoś handluje w tę niehandlową niedzielę. Ktoś obsługuje klientów, ktoś nie jest właśnie wtedy z rodziną, nie ma wolnego, nie może poczuć się jak wartościowy obywatel, bo musi obsługiwać tych, którzy dostali tą możliwość. Coś chyba poszło nie tak?
Z drugiej strony...
Spokojnie, powoli. Się wezmą i za tamtych. Jeszcze będzie przepięknie – wolne niedziele for all, jak to mówią. Będziemy wszyscy odpoczywać, spacerować, jeździć na rowerze albo leżeć na plaży w Jurowcach. Przyjdzie czas i na kelnera z restauracji na Rynku Kościuszki, i na kasjera z Heliosa w Białej. Jak wszyscy, to wszyscy – jestem o tym święcie przekonany.
A poza wszystkim – w całej tej dyskusji wydaje się, że nie ma dobrego rozwiązania. Bo chodziło przecież o to, żeby pracodawca nie mógł zmusić pracownika do tyrania w dzień ustawowo wolny. Chodziło o to, żeby ludzie mogli mieć wybór co zrobić z czasem. No ale co to za różnica, czy pracodawca każe iść do pracy, czy władza zakazuje?
Najbliższa niedzieli chyba jest handlowa – będzie jak dawniej, będzie po staremu. Korzystajmy wszyscy, niech łezka się w oku zakręci tak jak na wspomnienie gumy Turbo z dawnych czasów. Do zobaczenia w galeriach handlowych, precz ze spacerem po parku!
24@bialystokonline.pl