Lewandowski królem strzelców
Zaledwie tydzień wcześniej zakończyły się rozgrywki Bundesligi. Pomimo prowadzenia w tabeli przez znaczną część sezonu, na ostatniej prostej Borussia Dortmund straciła pierwsze miejsce na rzecz monachijskiej drużyny. Robert Lewandowski po raz czwarty w historii został także królem strzelców, dzięki czemu w nagrodę mógł odebrać charakterystyczną armatkę.
Również podczas finałowego meczu tegorocznej edycji DFB Pokal wiele oczy zwróconych było na Polaka, a ten pokazał, iż w jego słowniku nie występuje takiego słowo jak stres. Sam finał obciążony był pewnym ciężarem gatunkowym. W ligowej stawce od przeszło siedmiu lat nie ma mocnych na popularnych Die Roten, ale krajowy puchar ich łupem po raz ostatni padł w roku 2016. Działacze byli więc bardzo zdeterminowani, aby Bayern po raz kolejny królował na wszystkich frontach w kraju.
Decydujący mecz
Pomiędzy słupki najbardziej utytułowanej niemieckiej drużyny po blisko miesięcznej przerwie powrócił Manuel Neuer. Jego formę już w pierwszym kwadransie gry próbował sprawdzić Duńczyk Yussuf Polsen, jednak niemiecki bramkarz wyszedł z tego pojedynku obronną ręką. Stare piłkarskie porzekadło głosi, iż niewykorzystane sytuacje się mszczą. Nie inaczej było w tym przypadku, a pierwszy i od razu celny cios zadał Robert Lewandowski. Do przerwy wynik się już nie zmienił i w lepszych humorach do szatni, udawali się podopieczni Niko Kovaća.
W drugich 45 minutach obraz gry zasadniczo się nie zmienił. Wyraźną przewagę na boisku nadal posiadał zespół z południa Niemiec. Udokumentował to zresztą dwoma trafieniami. Najpierw Petera Gulacsiego pokonał Francuz Kingsley Coman, a dzieła zniszczenia dokonał nasz rodak grający z numerem 9 na plecach. Zdobywając drugiego gola, stał się także najlepszym strzelcem tegorocznej edycji Pucharu Niemiec. O jedno trafienie wyprzedził grającego w barwach Hamburger SV - Pierra Michela Lassogę.
Dla kogo był to ostatni mecz?
Spotkanie to było także ostatnim oficjalnym meczem w koszulce Bayernu dla dwóch legend tego klubu. Mowa tu oczywiście o Francku Riberym oraz Arjenie Robbenie. Zarówno jeden jak i drugi otrzymali w tym spotkaniu szansę od Nico Kovaca na pożegnanie się z kibicami. Nie otrzymał jej jedynie grający raczej tzw. ogony Brazylijczyk Rafinha.
Zdobycie tej podwójnej korony nie ułatwiło na pewno życia włodarzom ekipy z Monachium. W mediach od dawna spekulowano o wiszącej na włosku posadzie znakomitego niegdyś chorwackiego defensywnego pomocnika. Zatrudniony zaledwie sezon temu 48-latek, według wielu miał nie mieć predyspozycji do prowadzenia tak wielkiej i uznanej firmy, jaką jest drużyna 29-krotnych mistrzów Niemiec. Posiadanie klubowego DNA i znanie klubu od podszewki znaczy często o wiele więcej, aniżeli wieloletni warsztat i bogate słownictwo. Udowodnione zostało to także w tym przypadku, a sam Chorwat odpłacił się za dane mu zaufanie.
Według najnowszych informacji, jakie pojawiają się w niemieckich mediach, pozostanie on na swoim stanowisku na kolejny sezon. Potwierdzają to także doniesienia serwisu www.zakłady-bukmacherskie.com.