Ania Rusowicz to najbardziej bigbitowa wokalistka w kraju, która na polskiej scenie zaistniała w 2011 roku płytą "Mój Big-Bit". Znalazły się na niej nie tylko własne kompozycje młodej artystki, ale też piosenki wykonywane na przełomie lat 60. i 70. XX w. przez jej matkę Adę z zespołem Niebiesko-Czarni. W zeszłym roku ukazał się drugi krążek Ani zatytułowany "Genesis", który zdominował psychodeliczny klimat. To, co łączy obie płyty, to hippisowski dut, wyczuwalny również podczas białostockiego koncertu. Nie chodzi tylko o muzykę (wokalistce towarzyszył świetny zespół), ale też o sceniczny wizerunek - w sukience w kwiaty Ania wyglądała jakby cofnęła się w czasie.
Już na początku wokalistka zapowiedziała, że podczas koncertu będą się mieszały utwory z jej dwóch płyt. Zabrzmiały więc "Ślepa miłość", "Ja i ty" czy "Przyjdź" z pierwszego krążka, a także "Ptaki", "To, co było" i "To nie ja" z drugiego albumu. Nie zabrakło również przebojów Ady Rusowicz i zespołu Niebiesko-Czarni - "Nie pukaj do moich drzwi" czy "Za daleko mieszkasz miły". Przy tym ostatnim utworze Ania namówiła publikę do zdjęcia fragmentu garderoby i wymachiwania nim w powietrzu.
Nie obyło się bez niespodzianek. Jeden z uczestników koncertu to właśnie ten wieczór wybrał, by oświadczyć się swojej dziewczynie. Były gratulacje i piosenka "Whole lotta love" Led Zeppelin od Ani, a także odśpiewane przez publikę "Sto lat".
- To fajne miejsce - mówiła na finał występu Ania Rusowicz. - Chciałabym tutaj wracać i grać koncerty - przyznała artystka.
anna.d@bialystokonline.pl