Od 1 marca zaczęła funkcjonować Krajowa Administracja Skarbowa – twór, który połączył organy administracji podatkowej, kontroli skarbowej i Służby Celnej. Zmiana struktury miała doprowadzić do skuteczniejszej walki z przestępstwami skarbowymi, lepszej obsługi klienta podatnika oraz optymalnego wykorzystania zasobów kadrowych. Ten ostatni punkt jest już wprowadzany w życie – w bardzo specyficzny sposób.
W imię optymalizacji
Propozycji dalszej współpracy nie otrzymało 100 pracowników lub funkcjonariuszy Izby Administracji Skarbowej w Białymstoku. Przestaną oni pracować z dniem 31 sierpnia tego roku. Jest to dość duża niespodzianka, gdyż jeszcze w styczniu, podczas prezentowania nowego ciała, przekonywano, że współpraca nie zostanie przedłużona tylko z osobami w wieku emerytalnym i osobami, które współpracowały z SB w czasach PRL – takich osób jest 50.
- Z założenia wprowadzenie KAS-u ma doprowadzić do skonsolidowania kadr, czyli lepszego ich wykorzystania. Zasoby kadrowe są niezbędne. Reforma opiera się na ludziach – przekonywał w styczniu Wojciech Orłowski, dyrektor IAS w Białymstoku.
Co się więc zmieniło? Jaki jest powód nieprzedłużenia umów z funkcjonariuszami, którzy często mają za sobą ponad 20 lat stażu? Nie wiadomo, bo ani zwolnieni, ani tym bardziej media takich wyjaśnień nie otrzymały.
"Jednym z podstawowych założeń reformy była optymalizacja procesów w służbach skarbowych i bardziej dopasowane do potrzeb Krajowej Administracji Skarbowej wykorzystanie zasobów kadrowych. Działania Dyrektora Izby Administracji Skarbowej w Białymstoku w tym zakresie są adekwatne do potrzeb podlaskiej KAS" – czytamy w oświadczeniu przedstawionym przez Radosława Hancewicza, rzecznika prasowego IAS w Białymstoku.
Bo tak
W środę (31 maja) rano część funkcjonariuszy pojawiło się pod drzwiami dyrektora Izby Administracji Skarbowej po to, żeby otrzymać jakieś wyjaśnienia. Do gabinetu weszli, ale wyszli bez informacji.
- Nikt mi nie przedstawia propozycji na dzień dzisiejszy, bez wyjaśnień, bo dyrektor ma takie prawo. Dla mnie to, co tam usłyszałem, to był jeden wielki bełkot. Chciałem się dowiedzieć, czy może komuś nacisnąłem na odcisk, coś złego powiedziałem – niestety nikt nic mi na ten temat nie powiedział – mówił jeden z funkcjonariuszy po wyjściu z gabinetu dyrektora. - Pracuję tu prawie 10 lat. Do tej pory miałem wszystkie oceny pozytywne, wszystkie nagrody otrzymywałem, nie miałem żadnych postępowań dyscyplinarnych, a teraz się okazuję, że jestem nieprzydatny w dalszej strukturze.
Pracownicy, którym umowy nie zostaną przedłużone, mają obowiązek świadczenia pracy do końca sierpnia, chociaż jak sami przyznają, trudno będzie to robić.
- Na chwilę obecną mój stan emocjonalny jest na takim poziomie, że trudno przyjść i wykonywać te obowiązki sumiennie. Mając świadomość, że się pracuje do końca sierpnia mam robić jakieś statystyki, procenty – dodaje funkcjonariusz.
Zapowiedzieli za to, że sprawę zamierzają skierować do sądu pracy. Inną grupą osób poszkodowanych są mundurowi, którzy co prawda dostali propozycję przedłużenia współpracy, ale już jako pracownicy cywilni. Co za tym idzie - zmniejszą się ich przywileje, pensje, a także zasady przechodzenia na emeryturę. Takich osób w Białymstoku jest 216.
- Zostaliśmy oszukani w dwójnasób – nie dość, że zabierają nam mundury, to jeszcze prawo do wcześniejszej emerytury – mówi jeden z funkcjonariuszy, który będzie musiał przejść do cywila.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl