Inna postać handlu ludźmi
Eksperci oraz przedstawiciele służb mundurowych dyskutowali podczas konferencji o nazwie "Handel ludźmi. Zagrożenie współczesnego bezpieczeństwa". Twierdzą oni m.in. że obecnie problem handlu ludźmi dotyczy szczególnie osób, które wyjeżdżają do pracy za granicę.
- Handel ludźmi przez te wszystkie lata bardzo się zmienił. Wiele osób funkcjonuje w stereotypach, np. że handel ludźmi to tylko kobiety do prostytucji. Coraz więcej osób jest rekrutowanych do różnego rodzaju prac przymusowych, do Anglii, Holandii, Niemiec. To są często osoby rekrutowane z klucza: nikt go nie będzie szukał, nikt się o niego nie zatroszczy. Dlatego możemy go lub ją zabrać i gdzieś tam umieścić, w sortowni śmieci w Anglii albo w jakiejś fabryczce w Holandii czy na plantacji w Niemczech – mówi Joanna Garnier z Fundacji Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu "La Strada".
Garnier podkreśla także, że mnóstwo osób nie zdaje sobie sprawy, że padło ofiarą przestępstwa. Trudno się zorientować, jeżeli nie ma bicia, masywnej przemocy, jeżeli nie ma więzienia. Pracownicy są oszukiwani, nie otrzymują swojego wynagrodzenia.
- Ludzie bardzo często nie dostają jedzenia i my bardzo często mamy do czynienia z takimi klientami – podkreśla Garnier.
Jak się ustrzec przed oszustami?
Należy zebrać możliwie jak najwięcej informacji dotyczących przyszłej pracy i pracodawcy. Specjaliści radzą także, żeby skrzyknąć się w kilka osób i zorientować się, jakie prawa nam przysługują.
- Podstawą jest wiedza, również jak największa o sytuacji, która panuje w kraju docelowym, stały kontakt z rodziną i wiedza o tym, gdzie można szukać pomocy – wyjaśnia przedstawicielka "La Strady".
Ofiarami oszustów najczęściej padają osoby, które nie mają wsparcia w rodzinie. Do wielu niewolniczych rekrutacji dochodzi np. w noclegowniach dla bezdomnych. Osoby bez stałego dachu nad głową postrzegają taki wyjazd jako ogromną szansę. Na manipulację narażeni są także młodzi ludzie, którzy wychowywali się w placówkach opiekuńczych lub w pieczy zastępczej, a także ci, którzy nie mają przyjaciół, a bardzo chcą zmienić swoje życie, być samodzielni.
- To może być cały system pośredników, którzy mają dostarczyć tych ludzi. To, że mamy dużo informacji, wcale nie oznacza, że ludzie potrafią z tych informacji skorzystać. Mamy wykluczenie informacyjne sporej grupy społeczeństwa. To niewolnictwo dotyka także nas, bo jesteśmy krajem tranzytowym. Jesteśmy krajem, który coraz częściej i mocniej wykorzystuje tanią siłę roboczą na swoim terytorium, o czym w zasadzie nie lubimy pamiętać – podsumowuje prof. Daniel Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku.
dorota.marianska@bialystokonline.pl