W 2021 r. zamknięto przejście graniczne w Kuźnicy, w lutym tego roku w Bobrownikach. To dla wielu firm oznacza ogromne straty. Nad niektórymi wisi widmo bankructwa, jak chociażby sklepem, który od 21 lat prowadzi w Bobrownikach firma handlowa Lasota - Citko.
- Klientami naszego dość dużego sklepu w 99 procentach byli kierowcy tirów oraz od czasu do czasu pasażerowie osobówek - mówi współwłaścicielka marketu Alina Citko.
Po zamknięciu przejścia granicznego z Białorusią w kasie jej sklepu nie ma pieniędzy na opłacanie zaległych i bieżących faktur, na wypłaty. Zatrudniała kilkanaście osób, teraz - dwie. Na dziś straty przedsiębiorstwa tylko w związku z psującym się towarem wynoszą 70 tys. zł.
- To dla nas kwota przeogromna - żali się Alina Citko, która uważa, że kosztów zamknięcia granic w Bobrownikach i Kuźnicy nie mogą ponosić przedsiębiorcy.
Choć działają w zupełnie innej branży, to w podobnej sytuacji są dziś agencje celne.
- Część agencji celnych w naszym regionie została praktycznie bez możliwości pracy. Zostaliśmy bez żadnych rekompensat - narzeka Ewelina Grygatowicz-Szumowska, która od ponad 20 lat prowadzi agencję celną Terminus. - Żądamy, by objęto nas programem wsparcia. Musimy prosić, szarpać się, żebrać. Dla nas jest to po prostu upokarzające. My chcemy pracować i zapewnić bezpieczeństwo naszym pracownikom - mówi.
Wbrew pozorom, zamknięcie przejść granicznych odbija się nie tylko na firmach działających w bezpośrednim sąsiedztwie z Białorusią.
- W tej chwili zostaliśmy z olbrzymim problemem - towarem, którego nasze firmy nie były w stanie odebrać, bo nie mają klientów - przedstawia swoją sytuację Piotr Dąbrowski z Delpimexu prowadzącego hurtownię spożywczą. W lutym musiał przecenić towary za pół mln zł, bo kończył się im termin ważności.
- Popieram działania polskiego rządu ws. Poczobuta, ale my przedsiębiorcy nie możemy płacić za to rachunków - podkreśla Dąbrowski.
Problemami przedsiębiorców zainteresował się podlaski poseł Robert Tyszkiewicz (PO).
- To jest dla setek tysięcy ludzi olbrzymi dramat niemożności prowadzenia działalności gospodarczej, spłacania kredytów, zarabiania na życie. Dramat zwalniania ludzi z pracy, sprzedaży nieruchomości - mówi Tyszkiewicz.
Za całą sytuację obwinia rząd, który jego zdaniem jest bezczynny i opieszały. Jak pokreślił, władza ma prawo robić wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo granicy, ale nie ma prawa kosztami tych działań obciążać obywateli:
- Ten kryzys dotyczy całego regionu, dotyczy białostockich kupców, dotyczy restauratorów, dotyczy właścicieli sklepów. To jest obraz wielkiego gospodarczego dramatu, który nie może doczekać się stanowczej reakcji ze strony rządu.
Zarówno interpelacje poselskie jak i pisma przesyłane do ministerstw czy premiera przez przedsiębiorców pozostają albo bez odpowiedzi, albo są bardzo ogólnikowe, mówią o "analizie sytuacji". Tymczasem od 2 miesięcy rząd ma narzędzie, by zarówno wprowadzić program rekompensat przedsiębiorcom z branży turystycznej, którzy utracili ogromne zyski po wprowadzeniu stany wyjątkowego, jak i tym dotkniętym obecną sytuacją. Chodzi o zatwierdzoną przez Komisję Europejską tzw. Tarczę dla Pogranicza.
- Minęły 2 miesiące a rząd polski nadal nic z tym nie zrobił. Rada Ministrów nie jest w stanie nadal tego programu przyjąć. To jest zatrważająca bezczynność - ocenia Tyszkiewicz.
Tyszkiewicz podkreśla też potrzebę stworzenia systemowych rozwiązań, które w razie potrzeby będą uruchamiały wypłatę rekompensat, dadzą możliwość naprawy zniszczonej infrastruktury i wsparcia samorządów, bo hybrydowa wojna Łukaszenki zapowiada się na długotrwałą.
Przedsiębiorcy z województwa podlaskiego wystosowali do premiera Mateusza Morawieckiego i ministra MSWiA Mariusza Kamińskiego list otwarty, w którym domagają się rekompensat za poniesione straty w wyniku zamknięcia przejść granicznych w Białorusią.
ewelina.s@bialystokonline.pl